Trzynasta Gwiazda ⭐ Avyanna

- Zaraz wracam - poinformowałam Ariana.


- Gdzie idziesz? - spytał.


- Babskie sprawy - odparłam i zaczęłam przebijać się między drzewami. 


Postanowiliśmy przenocować niedaleko strumienia, dzięki czemu mieliśmy cały czas dostęp do wody i to w bezpiecznej odległości. Miałam nadzieję, że szum wody zagłuszy moją rozmowę z ciotką. Przysiadłam na pobliskim pieńku i podwinęłam suknię. Wcześniej za pomocą fragmentu bandaża, przywiązałam lustro do łydki. Planowałam powiedzieć Arianowi, że w pewnym sensie zataiłam przed nim dość ważny szczegół, ale w końcu stwierdziłam, że jednak tego nie zrobię.


- Hej, Adrianno? - mruknęłam do swojego odbicia. Nic się nie stało. - Moja kochana teoretycznie-martwa-ale-zamknięta-w-lustrze-ciociu? Jesteś?


- Możesz się na chwilę zamknąć Kol? Chcę porozmawiać z siostrzenicą - usłyszałam jej ostry ton, który odbił się echem. Po chwili dostrzegłam jej twarz oświetloną pochodnią. - Co jest, kochana? - spytała przyjaźnie.


- Róża jest ukryta w jaskini za wodospadem - powiedziałam, a ona zmarszczyła brwi.


- Skąd to wiesz? 


- Mam swoje źródła - mruknęłam po chwili zastanowienia.


Adrianna odwróciła niechętnie głowę w kierunku swojego towarzysza, oczekując dodatkowych wyjaśnień.


- Jest tylko jeden wodospad w tamtejszych górach.


Skinęła głową, a następnie spojrzała na mnie.


- Musimy się pospieszyć. Kimberly już wie, że jesteśmy w tym świecie. Próbowała mnie znowu zabić - powiedziała zirytowana.


- Wie też o Róży. Kilka godzin temu ją widziałam. Jest niezwykle piękna.


Przewróciła oczami, na dłuższy moment zatrzymując wzrok na Kolu.


- Avy, wszystko dobrze? - gdzieś z tyłu usłyszałam głos Ariana. 


- To jest to twoje źródło? - spytała Adrianna. - Ma przystojny głos.


- Tak! - odkrzyknęłam, a potem zwróciłam się do ciotki, całkowicie ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. - Będziemy w kontakcie.


Jej obraz zniknął. Odłożyłam lustro na bok i ruszyłam z powrotem do naszego obozu, z nadzieją, że lustro znowu pojawi się przy mnie jak poprzednio. Jeżeli nie to będzie poważny problem.


- Będę jako pierwsza na warcie - zaproponowałam, siadając przy ognisku i przyciągając do siebie miecz. - Wyjątkowo nie jestem zmęczona. 


Trochę mi się przysnęło, jednak przebudziłam się w idealnym momencie, by dostrzec, że ognisko zaraz zgaśnie. Oddaliłam się odrobinę od obozowiska i zaczęłam zbierać suche gałęzie. W pewnym momencie usłyszałam głośny trzask, który nie był spowodowany przeze mnie. Odłożyłam więc to, co nazbierałam i wyciągnęłam przed siebie miecz. Nie byłam jakoś świetnie wyszkolona, ale wystarczyło, żeby się bronić. W każdym razie miałam taką nadzieję. 


Przywarłam plecami do jednego z drzew, kiedy w blasku księżyca zobaczyłam męską sylwetkę. Jeżeli był lepiej wyszkolony ode mnie - co wcale nie było takie trudne do osiągnięcia - jedyną przewagą dla mnie był atak z zaskoczenia. Wsłuchiwałam się w jego kroki, zwalniał, a ja odliczyłam do pięciu i zamachnęłam się mieczem na wysokości jego szyi. Odparował od razu mój cios, a ja z zaskoczenia prawie upuściłam miecz. W tamtym momencie zaczęliśmy walczyć, znaczy ja, tylko blokowałam kolejne ciosy. Motywował mnie strach przed śmiercią, ale wiedziałam, że długo tak nie pociągnę, bo mój przeciwnik był o wiele silniejszy. Wycofywałam się powoli do tyłu, aż w końcu potknęłam się o wystający korzeń i po chwili poczułam lodowatą stal pod moim podbródkiem. 


Cholera.


Mijały sekundy, chociaż dla mnie to równie dobrze mogłyby być godziny. Ciężko oddychałam, nie spuszczając wzroku z ostrza.


- Odsuń się od niej.


Dzięki Aslanowi, że Arian się obudził! Przeniosłam na niego spojrzenie i nie mogłam nie przyznać, że się nie ucieszyłam. Nagle ostrze zniknęło z mojej szyi, a ja odetchnęłam z ulgą. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk metalu uderzającego o metal. Od razu poderwałam głowę do góry. Zamiast się podnieść, jak idiotka siedziałam i się gapiłam, jak walczą. Oczywiście Arianowi szło lepiej niż mnie, ale bardziej mnie zdziwiło to, że miał lepszą postawę od swojego rywala. Lepiej również władał mieczem w przeciwieństwie do tamtego. Już po chwili był bez broni, a Arian celował mu mieczem prosto w serce. Uniosłam wysoko brwi. Takich rzeczy nie uczy się w pierwszej lepszej wiosce. 


Wtem twarz przeciwnika oświetliło światło księżyca, a ja na moment się zapowietrzyłam, bo znałam tę twarz. 


- Cathan? - odezwałam się i książę Archenlandii przeniósł na mnie swoje zdziwione spojrzenie. 


- Wasza Wysokość?


- Moment, wy się znacie? - spytał Arian, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie.


- Na to wygląda - mruknęłam i podniosłam się z ziemi. 


Cathan odsunął wycelowany w siebie miecz i podszedł do mnie.


- Wasza Wysokość proszę o wybaczenie. Nie wiedziałem, że to ty - zaczął mnie przepraszać, a ja tylko machnęłam na to ręką. 


- Przełóżmy tę rozmowę na rano. Teraz jestem zbyt zmęczona, by o tym rozmawiać. 


Zostawiłam ich z tyłu i wróciłam do obozowiska. Skuliłam się przy ognisku, które całkiem zgasło i nie minęła chwila, a ja już spałam.


~
Planowałam ten rozdział dodać wczoraj, bo minęły dwa lata od kiedy tu jestem, ale coś nie pykło. Za to jest memeszek:



~Kluska

Comment