Piętnasta Gwiazda ⭐ Avyanna

Tak jak przewidziałam, drogą prosto przez las było o wiele szybciej i już po południu dotarliśmy do wioski położonej u stóp gór. Kiedy wyruszyliśmy, Cathan próbował przepraszać za to, co zdarzyło się w nocy. Ponownie machnęłam na to ręką, stwierdzając, że nic takiego się nie stało. Opowiedział mi o tym, że gdy tylko mój ojciec dowiedział się o moim zniknięciu, wysłał patrole po całej okolicy, żeby mnie odnaleźć. Chłopak zasugerował, że może wysłać swoich najlepszych ludzi do pomocy, ale przedtem musiał wrócić do pałacu w Anwardzie. I wtedy natknął się na nas. Teoretycznie powinien zabrać mnie do ojca, ale zamiast tego postanowił nam pomóc. Nie byłam pewna, dlaczego zdecydował się na taki krok, ale byłam mu za to wdzięczna.


Wioska, do której dotarliśmy, nie była duża. Za to było tam chłodno i wiedziałam, że w górach będzie jeszcze zimniej. Mieli tylko jedną karczmę, w której za wiele osób się nie zatrzymywało. Właściwie to byliśmy tam jedynymi gośćmi, więc każde z nas otrzymało osobny pokój. Podczas obiadu usiedliśmy w rogu gospody i wspólnie stwierdziliśmy, że przed zmierzchem nie zdążymy dotrzeć do wodospadu. Lepiej nie włóczyć się w nocy po górach. Mieliśmy jednak jeszcze pół dnia, żeby przygotować się do drogi. Od oberżysty dowiedziałam się, że przy skraju lasu mieszka kobieta, która zajmuje się szyciem futer dla wioski. Wytłumaczył mi, że tutejszy zimy są okropnie mroźne.


Kiedy wyszliśmy z gospody, Cathan powiedział, że pójdzie do kowala, żeby spróbował naprawić mój wyszczerbiony miecz. Kiwnęłam głową i razem z Arianem ruszyliśmy do domu kobiety. 


- Nadal nic nie pamiętasz? - spytałam. Wcześniej nie chciałam tego poruszać przy Cathanie, bo nie byłam pewna czy Arian by tego chciał.


Pokręcił głową.


- Chociaż tutejszy widok na góry wygląda podobnie do tego, który zapamiętałem.


Ostrożnie zapukałam do - jak mi się wydawało - właściwych drzwi, ale nic się nie wydarzyło. Nacisnęłam delikatnie klamkę i pchnęłam drzwi. Ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Całe pomieszczenie było zasypane futrami i kłębkami wełny w różnych kolorach. Przed kominkiem, w bujanym fotelu siedziała kobieta z siwymi włosami. Nie podniosła na nas wzroku, tylko uparcie patrzyła na dziergany przez nią szalik w szarym kolorze. 


- Dzień dobry - odezwałam się niepewnie. - Pani Shalin?


Nadal w żaden sposób nie zareagowała. Może była głucha?


- Mamy do pani prośbę - dodał Arian. Pani Shalin gwałtownie uniosła głowę i spojrzała na niego uważnie jednym okiem, ponieważ drugie miała w dziwny sposób przymknięte. Zrozumiałam, że nie była głucha, tylko najzwyczajniej w świecie postanowiła mnie zignorować. Nie spuszczając wzroku z Ariana, spracowanymi palcami wskazała na usta, a następnie powoli pokręciła głową. 


Och, czyli słyszy, ale nie może mówić.


Gestem przywołała do siebie Ariana, a ja w żaden sposób nie byłam w stanie się poruszyć. Jej widok ranił moje serce. Wyglądała mi na staruszkę, która całe swoje życie przepracowała, a teraz jedynym, za co się utrzymywała, było sprzedawanie futer. Obstawiałam, że nie miała żadnej rodziny, albo miała, ale zginęli w strasznych okolicznościach. Może dlatego zamilkła? A co stało się z jej okiem? Może ją też coś strasznego spotkało? Czułam się co najmniej źle. Ja przez całe życie miałam wszystko, czego pragnęłam, a to już kolejna osoba, którą spotykam na swojej drodze, która ledwo daje sobie radę.


Poklepała Ariana delikatnie po policzku i uniosła kącik ust do góry. Wyglądała tak, jakby go znała. Pani Shalin delikatnie przekrzywiła głowę, tak jakby chciała mu się przyjrzeć pod innym kątem. Uniosła swoją drżącą dłoń jeszcze wyżej i trzymając wyprostowany palec wskazujący, zatoczyła powoli ręką okrąg nad swoją głową. Następnie wskazała na Ariana. Nie zrozumiałam, co chciała nam przekazać, więc spojrzałam na chłopaka. Obejrzał się na mnie, również nie wiedząc, co kobieta próbuje nam przekazać. Pani Shalin westchnęła i na moment wpatrzyła się w podłogę, jednocześnie wznowiła dzierganie szalika.


Zaczęłam czuć się niekomfortowo w pomieszczeniu i chciałam jak najszybciej je opuścić. Wiedziałam jednak, że bez futer zamarzniemy w górach. Wzięłam się w garść i podeszłam do Ariana i spojrzałam na kobietę. 


- Pani Shalin, potrzebujemy trzech futer - odezwałam się pewnie. - Zapłacę, ile trzeba.


Gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na mnie uważnie. Wskazała na stos z futrami i wystawiła przed siebie trzy palce.


- Dziękujemy - powiedziałam Arian. Tym razem kobieta nie spuszczała wzroku ze mnie. 


Skończyła dziergać szalik i podała mi go ze skinieniem głowy. Podziękowałam, a kiedy wzięliśmy futra, od razu wyszliśmy z jej domku. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i spojrzałam na Ariana.


- Zachowywała się tak, jakby cię znała - mruknęłam. 


- Może po prostu przypominam jej kogoś z rodziny. - Wzruszył ramionami. 


Tak, pewnie o to chodziło. Pozostałą drogę do oberży przebyliśmy w milczeniu. Słońce chyliło się już ku horyzontowi i zaczynało się robić coraz chłodniej. W gospodzie było więcej osób, a wśród nich był również Cathan, który poinformował mnie, że do jutra mój miecz powinien być gotowy. Kiedy słońce zaszło, gospoda zmieniła się nie do poznania. W całym pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka, która mieszała się z odgłosem trzaskania w kominku. Chyba akurat trafiliśmy na jakieś święto. Prawie każdy tańczył, widać było ich radość na kilometr. Arian został porwany do tańca przez jakąś staruszkę. Wydawało się, że nic nie zakłóci tego szczęścia. A jednak. W jednej chwili wszyscy byli szczęśliwi, a w drugiej drzwi gospody otworzyły się z impetem i do środka wpadli żołnierze, którzy zaczęli wybijać miejscowych. Wszyscy zaczęli przejmować się już tylko swoim życiem i próbowali uciec. Rzuciłam się w kierunku korytarza prowadzącego do pokoi dla gości, a za sobą zauważyłam Ariana i Cathana. Kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju, zakluczyłam za nami drzwi. Nadal mogłam usłyszeć krzyki ludzi, ale starałam się myśleć racjonalnie. Byliśmy praktycznie bezbronni i nic nie mogliśmy z tym zrobić. 


Wyjrzałam przez okno, które wychodziło prosto na las. Nie widziałam żadnych postaci, co uznałam za dobry znak. Cieszyłam się, że poprosiłam, by odłożyć futra do mojego pokoju. Teraz jedno z nich na siebie zarzuciłam i w ciemności spojrzałam najpierw na Cathana, a następnie na Ariana. Chociaż może było na odwrót? Nie byłam pewna, w półmroku wyglądali podobnie.


- A wy, na co czekacie?


Podczas gdy oni zakładali futra, ja otworzyłam delikatnie okno i upewniłam się, że  w pobliżu nadal nikogo nie było. Czysto. Kiwnęłam na nich głową, a następnie jako pierwsza przeszłam przez okno i rzuciłam się biegiem w stronę lasu.

Comment