Dwudziesta Pierwsza Gwiazda ⭐ Adrianna

Nie uśmiechało mi się do tego, by znowu umrzeć. Jednak lepiej, żebym ja umarła niż tysiące innych osób. Byłam gotowa na poświęcenie, chyba już po prostu tak miałam. Jeszcze przed świtem samotnie wyjechałam na północ. Nie chciałam narażać nikogo innego. Kaspian, Sabrina i nawet Avyanna próbowali mnie namówić, bym jednak została, ale wyjaśniłam, że moja obecność może nieco rozproszyć Kimberly i zwiększyć nasze szanse na wygraną. Jakby nie patrzeć Kimberly nienawidziła mnie, a ja jej. Nagły powrót wroga, na pewno ją zdekoncentruje i wyprowadzi z równowagi, szczególnie że odbiłam jej chłopaka, za którego miała wyjść za mąż i zostać królową.


Pierwszy patrol napotkałam zdecydowanie zbyt blisko pałacu. Od razu mnie złapano, ale to nie tak, że starałam się im wywinąć. Rozkazałam, by zaprowadzono mnie do Kimberly. Nie spodobał im się mój ton, ale dzięki temu wiedzieli, że się ich nie boję. Na wszelki wypadek mnie rozbroili. Eskortowali mnie do samego obozu, a kiedy już byliśmy między tymi wszystkimi namiotami, nadal nie odstępowali ode mnie na krok. Wiele istot, które szykowały się do bitwy, odrywały się od swojego zajęcia i patrzyły na mnie z zaciekawieniem lub z pogardą. Nie było nic pomiędzy. Ja natomiast cały czas patrzyłam przed siebie, nie skupiając myśli na tym, że właśnie jestem absolutnie samiuteńka w obozie mojego największego wroga. Miałam dziwne wrażenie, że gdybym znowu umarła, to już na dobre, ale naprawdę nie chciałam tego sprawdzać.


Przed największy z namiotów wyszedł ciemnowłosy mężczyzna i czekał na to, aż do niego dotrę.


- Przybyłam na herbatę z moją starą przyjaciółką - wyjaśniłam.


- Przykro mi, pani, właśnie się minęłyście.


Blefował. Od razu byłam w stanie to poznać.


- Nieszkodzi - odparłam i wyciągnęłam dłoń, wymuszając na nim pomoc przy zejściu, której wcale nie potrzebowałam. Niechętnie ją złapał, a ja zsunęłam się z siodła. - Poślij kogoś, by przekazał wiadomość, że Adrianna ją odwiedziła. Zaufaj mi, nie będzie chciała przegapić tego spotkania.


Nie czekając na jego reakcję, rozchyliłam płachtę namiotu i weszłam do środka. Naprzeciwko mnie znajdował się masywny stół, a na jego środku stały szachy, jabłko i kielich z winem. Za nim stało kilka skrzyń i pospiesznie przejrzałam ich zawartość. Jedna z nich była całkowicie wypełniona bronią, więc postanowiłam sobie przygarnąć trzy sztylety. Jeden ukryłam w bucie, a drugi za pasem. Nie chciałam być całkowicie bezbronna i miałam nadzieję, że nie postanowią mnie przeszukiwać jeszcze raz.


Usiadłam na krześle i zarzuciłam nogi na stół, krzyżujące je w kostkach. Sięgnęłam po jabłko i zaczęłam odkrawać jej kawałki za pomocą trzeciego sztyletu. Skupiłam wzrok na ułożeniu szachów. Wyglądało na to, że rozgrywka została w połowie porzucona. Białych było mniej na planszy, ale dobrze wiedziałam, że to nie większa liczba daje przewagę, chociaż nie zaszkodzi je mieć. Zawsze można poświęcić więcej pionów, by odwrócić uwagę. To było dość adekwatne do sytuacji, w której teraz byliśmy. Kimberly miała przewagę w ludziach. Nie interesowało ją, ile zginie. Miała plan. Oczywiście, że miała! Mogła pozwolić sobie na straty, żeby zaciągnąć nasze wojsko w pułapkę. Do cholery, za późno się zorientowałam!


Płachty namiotu gwałtownie się rozsunęły i do środka wpadła Kimberly. Na mój widok natychmiast się zatrzymała i tak jak się spodziewałam, nie była zadowolona. Starała się nie pokazać tego po sobie. Podeszła spokojnie do stołu i usiadła po przeciwnej stronie. Ani na chwilę nie spuściła ze mnie wzroku.


- Wygląda na to, że nadal żyjesz - powiedziała.


- Wygląda na to, że nadal próbujesz zabić moją rodzinę - odparłam, wyrzucając ogryzek za siebie i ściągając nogi ze stołu. Kładę sztylet na stole, by poczuła się bezpiecznie i straciła czujność.


- Czego tu szukasz? - spytała, a jej głos ociekał nienawiścią.


- Liczyłam na jakąś herbatę - odpowiedziałam. - Wiesz, spędziłam tyle lat zamknięta w kamieniu, że gardło mi trochę wyschło. Poza tym chciałam też zmyć smak wilczej jagody.


Uśmiechnęła się, najwyraźniej bardzo dumna z siebie, że udało jej się podłożyć mi wino z trucizną.


- Czyli mój prezent dotarł? Jak ci się podobał? - zapytała niewinnie.


- Powiedziałabym, że wręcz zabójczy.


Poruszyłam jednym z białych pionów na szachownicy, a Kimberly od razu podjęła się gry. Czułam, że rozmową chce mnie sprowokować, ale z tyłu głowy cały czas pamiętałam, że ze wszystkich stron otaczają mnie jej ludzie. Jeżeli chciałam ją zabić, to musiałam wybrać na to dobry moment, by nie zmarnować tej okazji.


- Podobno chciałaś zamordować moją bratanicę - mruknęłam, kiedy był mój ruch.


- Niestety się nie udało. Następnym razem takie rzeczy koniecznie muszę załatwiać sama. - Była opanowana. Tak bardzo, że prawie nie zauważałam, jak trzęsą się jej dłonie.


- Ostatnio załatwiłaś coś sama, a jednak tu jestem. - Na chwilę podniosłam głowę, żeby posłać jej zwycięski uśmiech.


- I się udało - odpowiedziała Kimberly, zbijając moją królową. Pierwszy błąd.


- Tak, ale skupiłaś się na czymś innym i o to jestem. - Przesunęłam pion na sam koniec planszy i wymieniłam go na królową. - Skoro nawet śmierć mnie nie zatrzymała, to chyba znak. - W jej oczach było widać, że dostrzegła, że szachuję jej króla. - Możesz się poddać.


Podniosła wzrok znad planszy i spojrzała na mnie z nienawiścią. Pokręciła głową i przesunęła króla. I tak to już nie miało sensu. Przesunęłam swoją królową i położyłam jej króla poziomo.


- Szach mat, kochana. Koniec gry.


- Bitwa to nie gra - powiedziała z determinacją, a jej opanowanie zaczęło powoli znikać. - Straż!


Kilka jej ludzi wpadło do środka, a ona wskazała głową na mnie. Zaczęli się do mnie zbliżać, a ja nawet się nie poruszyłam. Nadal patrzyłam na Kimberly. W końcu się nie powstrzymywała; przejęła ją furia do mnie i gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno byłabym martwa.


- Odebrałaś mi wszystko, więc teraz ja odbiorę wszystko tobie.


Zostałam uderzona czymś tępym w  głowę i w następnej chwili straciłam przytomność.


~


niedawno skończyłam oglądać Gambit Królowej i normalnie musiałam wcisnąć scenę z szachami i wydaje mi się, że całkiem dobrze wpasowało się w tę sytuację.


dbajcie o siebie i nie róbcie głupot na e-lekcjach ♥

Comment