Szósta Gwiazda ⭐ Avyanna

Tak jak zapowiedziała Davina, po śniadaniu oprowadziła mnie po okolicy. Dziewczyna wytłumaczyła mi, że przygarniają do siebie porzucone w lesie dzieci, osoby, które się zgubiły, a nawet drobnych złodziejaszków. Po prostu każdego, kto potrzebuje pomocy. Musieli mieszkać w lesie, bo teoretycznie ukrywanie przestępców, było nielegalne, a opieka nad tak wielką ilością dzieci powinna mieć odpowiednie warunki oraz zgodę na funkcjonowanie takiej działalności. Z tego co się dowiedziałam, to aktualnie razem ze mną było tam ponad trzydzieści osób w tym dziesięciorga dzieci.


Zaczęłyśmy od części sypialnej, w której się obudziłam. Było o wiele więcej łóżek, niż na początku mi się wydawało. Kilka z nich wyglądało na nienaruszone i nie były pościelone jak reszta.


- Każdy z nas codziennie ma inne zadanie - wyjaśniła. - Dzieci jednak za każdym razem ścielą łóżka, a później dwójka z nas ich pilnuje i uczy najważniejszych rzeczy. Zajmiesz się tym w najbliższym czasie, dopóki nie wrócisz całkowicie do zdrowia.


Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Mogłabym spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Nie miałam doświadczenie we współpracy z dziećmi i perspektywa, że musiałabym się nimi zajmować przez jakiś czas, nie napawała mnie radością. Postanowiłam jednak nie narzekać i tylko kiwnęłam głową na zgodę.


- To w rogu należy do ciebie - dodała. - Męska część naszego grona przeważnie o świcie wybiera się na polowanie - kontynuowała Davina, przechodząc do kuchni. - Codziennie też musimy przynosić wodę z pobliskiej rzeki. Jak wyjdziemy na zewnątrz, to ci ją pokażę.


Wskazała na drewniane drzwi znajdujące się niedaleko schodów, które zapewne prowadziły na zewnątrz. Wytłumaczyła mi, że za drzwiami znajdowało się coś na kształt magazynu, gdzie przechowywali różne materiały, broń oraz jedzenie. Z tego co zrozumiałam raz na jakiś czas, ktoś wybierał się do miasta i sprzedawał albo wymieniał suknie uszyte przez dziewczyny na pieniądze lub jedzenie. Kiedy nie było zbyt wielu zysków, byli zmuszeni, by je kraść. Davina od razu postawiła mnie przed tym faktem. Najwyraźniej oceniła, że może mi zaufać, a ja nie chciałam, żeby było inaczej. W tamtym momencie zastanowiłam się, czy nie powiedzieć jej o tym, że jestem księżniczką. Teoretycznie jej nie okłamywałam, ale też nie mówiłam jej całej prawdy.


- Oprócz tego mamy paru ludzi rozstawionych w okolicy, byśmy byli przygotowani na strażników, którym najwidoczniej się nudzi, bo często tędy przejeżdżają - stwierdziła, wchodząc po schodach. W suficie była klapa, którą otworzyła mocniejszym pchnięciem, a mnie oślepiły promienie słońca. Powoli podążyłam za nią, nadal nieco utykając. Kiedy w końcu wyszłam z podziemia, zaciągnęłam się świeżym powietrzem tak, że na moment zakręciło mi się w głowie. Po otworzeniu oczu zauważyłam, że Davina przygląda mi się z uśmiechem. Za nią usłyszałam krzyki i śmiechy dzieci. Sześć dziewczynek siedziało na żółtym kocu i bawiły się szmacianymi lalkami, a chłopcy biegali dookoła. Widziałam również kilka osób starszych ode mnie, które niosły wiadra z wodą albo siedziały w pewnej odległości i zajmowały się zszywaniem materiałów. 


- W tamtym kierunku jest strumień. - Davina wskazała w stronę przeciwną do słońca. - Wieczorem będziesz mogła się odrobinę odświeżyć jeżeli będziesz chciała. Osobiście zadbam o to, by nikt nie naruszył twojej prywatności - dodała szybko. 


- Jeszcze raz dziękuję ci, że mnie tak ciepło tu przyjełaś - powiedziałam, odwracając się do niej przodem. Zaśmiała się miło.


- To nie dzięki mnie dalej żyjesz - stwierdziła i kiwnęła głową na coś za mną. Odwróciłam się, a mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Ariana. Przez chwilę się tak w siebie wpatrywaliśmy, aż Davina nie zadała pytania, czy nie widziałam go już wcześniej. Szybko powróciłam do niej spojrzeniem, poważnie się zastanawiając nad tym pytaniem. Rzeczywiście rysy twarzy wydawały mi się znajome, ale w żaden sposób nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie mogłabym go spotkać. Możliwe też, że tylko mi się wydawało i tak naprawdę nigdy w życiu się nie spotkaliśmy.


Pokręciłam głową, a wyraz Daviny się odrobinę zmienił. Nie wyglądała już na tak zadowoloną jak przed chwilą. Nagle podbiegła do nas jedna z dziewczynek trzymająca wianek zrobiony ze stokrotek. Davina przykucnęła, uśmiechając się szeroko.


- Nerissa, słońce, co się stało? - spytała przyjaźnie, a wtedy dziewczynka bez żadnego słowa, założyła wianek na jej głowę. - Jest piękny, dziękuję. - Nerissa uśmiechnęła się z dumą, a następnie pobiegła do reszty dziewczynek. Davina wyprostowała się, nie spuszczając wzroku z Nerissy.


- Ma sześć lat, ale jeszcze nigdy do nikogo się nie odezwała - powiedziała w przestrzeń. Również spojrzałam w stronę dziewczynki. Teraz widziałam, że siedziała bardziej na boku od innych dziewczynek i nie bawiła się lalkami, jak reszta tylko plotła kolejny wianek. Z determinacją wpatrywała się w kwiaty, co chwila, poprawiając brązowe włosy, które opadały na jej twarzyczkę. - Różni się od reszty i obawiamy się, że w przyszłości może sobie nie poradzić.


W jej głosie doskonale było słychać smutek, nawet jeżeli wciąż się uśmiechała.


- Jesteś mocno z nią związana - zauważyłam. 


- Jest dla mnie najważniejsza - odpowiedziała. - Tylko nie mów reszcie, bo się obrażą - dodała szybko, powracając do swojego radośniejszego tonu. Zaśmiałam się delikatnie, a po chwili Nerissa ponownie pojawiła się koło nas z drugim skończonym wiankiem. Przyglądała mi się swoimi wielkimi ciemnymi oczami, aż w końcu przykucnęłam, a ona włożyła mi wianek na głowę. Uśmiechnęłam się do niej, ale ona już odbiegła.


- Polubiła cię - stwierdziła Davina. - Pozostało ci już tylko okiełznać pozostałą dziewiątkę.

Comment