Trzecia Gwiazda ⭐ Avyanna

Dzięki kolejnemu tańcu z Cathanem udało mi się zapomnieć o sytuacji z lustrem i o Adriannie, która nazwała mnie swoją bratanicą. Moja ciotka nie żyła dwadzieścia lat, a z magią nigdy nie miałam styczności i chyba nie chciałam się za bardzo w to wplątywać.


Kilka godzin później, kiedy wszyscy już ledwo trzymali się na nogach przez nadmiar alkoholu, postanowiłam wrócić do swojej komnaty. Mimo że nie miałam na stopach pantofli, nogi okropnie mnie bolały. Przytrzymywałam się ściany, żeby choć odrobinę sobie pomóc. Zaczynałam żałować, że wybrałam sobie komnatę tak wysoko, ale przynajmniej miałam blisko bibliotekę. W pewnym momencie miałam ochotę po prostu położyć się na schodach i tam spać. Ale księżniczce tak nie wypadało, więc, zamiast narzekać, powlekłam się na górę. Gdy byłam już prawie na szczycie, z korytarza dobiegł mnie fragment rozmowy.


- Panie, ona formuje swoje szyki na północy. Zaczęła podbijać okoliczne wioski, nikogo nie oszczędza. Jeżeli jej teraz nie zatrzymamy, później nie będziemy mieli żadnych szans.


- Wyślij trzystu zdolnych do walki. - Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby mój ojciec mówił tak poważnie. - Jakikolwiek postęp ma być mi bezzwłocznie przekazywany. Musimy się dowiedzieć jaką siłą dysponuje. Teraz możesz odejść.


Po tych słowach wyszłam zza rogu i zauważyłam, jak mój tata przecierał twarz dłońmi. Wyglądał na okropnie zmęczonego. Gdy podniósł głowę i mnie dostrzegł, od razu się uśmiechnął.


- Jak bal, słońce?


- Świetnie - odpowiadam lakonicznie i spoglądam ponad jego ramieniem na oddalającego się kapitana Gwardii Królewskiej. - Co tu się dzieje? - spytałam, przenosząc na niego wzrok.


- Nie sądzisz, że czas się położyć? - Szybko zmienił temat i skutecznie unikał mojego wzroku.


- Tato... - zaczęłam powoli. - Jak mam być królową skoro nie chcesz mi mówić, co się dzieje?


Kiedy w końcu spojrzał mi w oczy, wiedziałam, że zagrałam dobrą kartą. Jednak nie miałam wyjścia.


- Kimberly zaczyna zbierać armię składającą się z wyrzutków Dzikich Krajów Północy. Obawiamy się, że w pierwszej kolejności chce przypuścić atak na Narnię*.


- Kimberly? Ta sama, którą mama pokonała jeszcze przed moim narodzeniem? - dopytałam, by się upewnić. Wszyscy znali historię, gdzie moja mama za pomocą magicznego eliksiru wydobyła prawdę z Kimberly. Dzięki temu uratowała królestwo przed klęską i wszyscy się dowiedzieli, że tamta kobieta przyczyniła się do śmierci mojej ciotki. Która teraz znajdywała się w lustrze - przypomniałam sobie.


- Myśleliśmy, że nie żyje. Teraz musimy być gotowi na odparcie ataku w każdej chwili. Twoja ciocia teraz by nam się bardzo przydała. - Pocałował mnie w głowę, a potem uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. - Nie zadręczaj się tym, skarbie. Damy sobie radę.


Ruszyliśmy do swoich komnat, a ja czułam się dziwnie winna. Ewidentnie zbliżała się wolna, a właśnie teraz kilka pięter w dole ludzie bawili się w najlepsze, jeżeli akurat nie leżeli pijani w jakiejś części zamku. Nie chciałam być częścią tego życia. Przez te wszystkie lata byłam uczona na zostanie królową, ale nie chciałam się ingerować w bitwy, nie chciałam umrzeć. Wiem, że kiedy weszłam do swojej komnaty i przebrałam się w zwykłe ubrania, a potem uciekłam z zamku, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważył, zachowałam się jak tchórz. Ale tak właśnie było. Byłam zwykłym tchórzem, który nie chce brać odpowiedzialności za to, co się stanie. Kilkunastogodzinne lekcje nie nauczyły mnie tego, jak powinnam przestać się bać i wziąć się w garść. Wszystko to poszło na marne, skoro przy większej trudności się poddawałam.


Ostatni raz spojrzałam na zamek, z granicy między wioską a lasem, a potem zanurzyłam się w jej czerń. Szłam na ślepo. Nie było księżyca, który mógł mi wskazywać drogę. Gdy przeszłam kawałek, stwierdziłam jednak, że to była głupota samotnie wchodzić do lasu. Chciałam wrócić, ale nie miałam pojęcia, w którą stronę powinnam zmierzać. Po jasnych światłach wioski nie zostało nawet śladu. Kontynuowałam podróż, coraz bardziej się zagłębiając i coraz bardziej się gubiąc. Moja podświadomość zaczęła mnie karać przez moją głupotę i wydawało mi się, że co chwila słyszę łamanie gałęzi albo szelest liści. Nie podobało mi się to. Nie chciałam tego. Błagałam, by okazało się, że to tylko zły sen, że nie jestem tak wielką idiotką, żeby uciec do lasu. Ale byłam.


A kiedy poczułam, jak wokół mojej nogi zaciska się pułapka, wiedziałam, że to nie jest sen i po prostu moje życie stało się jednym wielkim koszmarem.


~


* Narnia jest traktowana jako kraina oraz jako kraj. Akurat w tym kontekście chodzi o to drugie.


Ta część będzie do dupy, mówię Wam.

Comment