Dwudziesta Gwiazda ⭐ Adrianna

Kiedy poczułam rozchodzące się ciepło po piersi, wiedziałam, że Kimberly się myliła, a my za wszelką szansę musieliśmy zdobyć Różę. Droga do wodospadu była niewyraźna, skupiałam się jedynie na tym, żeby się tam dostać. W końcu ujrzałam Różę, a kiedy połknęłam jeden z jej płatków, ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Przymknęłam na moment oczy, a serce zaczęło mi mocniej bić.


- Proszę, żyj.


Otworzyłam oczy.


Nie byłam już w jaskini, ale tu również było ciemno. Leżałam w wąskim pudle, a nade mną pochylała się dziewczyna. Avyanna. Uśmiechnęłam się szeroko. W końcu coś poszło dobrze.


- Witaj, kochaniutka - odezwałam się, ale mój głos był nieco zachrypnięty, tak jakbym dawno go nie używała. Tak gdzieś ze dwadzieścia lat przykładowo. Uświadamiam sobie jak stara teraz bym była. Zamknięcie w tym lustrzanym świecie może nie było takie złe.


Avyanna wysuwa dłoń w moją stronę i pomaga mi wstać, a potem wyjść z tego pudełka, które jak się okazało, było moim grobem. Uroczo. W normalnych warunkach wyjście człowieka z grobu byłoby czymś niepokojącym, ale w Narnii nie mieliśmy normalnych warunków. Mimo to chwilę wpatrywałam się w moją kamienną podobiznę. Była śliczna i dokładnie wykonana, ale wiedziałam, że nie mam aż tak wielkiego nosa i Kaspian dostanie za to porządny opierdziel.


Za sobą usłyszałam kroki kilku ludzi, pospiesznie zbiegających po schodach.


- Avyanna, dziecko gdzie ty się podziewałaś?


Mimo że te słowa nie były do mnie, odwróciłam się gwałtownie. Sabrina, starsza, w pięknej sukni i upiętych blond włosach, gwałtownie się zatrzymała, patrząc prosto na mnie. Kaspian był tuż za nią i również się zatrzymał. Wyglądali tak, jakby zobaczyli ducha i może faktycznie tak sobie pomyśleli. Postąpiłam kilka kroków do przodu, rozkładając ręce tak, jakbym chciała ich uściskać.


- Wróciłam, pysiaczki - powiedziałam, a mój głos się załamał. Do oczu zebrały mi się łzy, a zanim spłynęły, podbiegłam do mojego brata oraz Sabriny i mocno ich przytuliłam. Tak bardzo tęskniłam za nimi. Tak bardzo mi ich brakowało. To nie był najlepszy moment na takie czułości i świetnie zdawałam sobie z tego sprawę. Kiedy się od nich odsunęłam Kaspian nadal był w szoku, a Sabrina uśmiechała się szeroko.


- Ale... jak? - spytał w końcu Kaspian, a ja wzruszyłam ramionami i wskazałam głową na Avyannę.


- Myślę, że wasza córka wdała się w ciotkę.


- To chyba nie najlepsze wieści - odparła Sabrin, ocierając dłonią policzki i śmiejąc się cicho pod nosem.


- Bardzo śmieszne.


Sabrina minęła mnie podeszła do swojej córki, by ją również uściskać. Ja rozejrzałam się po pomieszczeniu, zastanawiając się, gdzie był Kol. Nie zauważyłam go wcześniej i teraz również go nigdzie nie było. Nie, nie, nie. Musiało mu się też udać i pewnie gdzieś był. Niedaleko zobaczyłam kolejny grób z odsuniętą płytą. Natychmiast do niej podbiegłam. Kol nadal miał zamknięte oczy i się nie poruszał. Coś było nie tak.


- Do cholery - warknęłam i przytrzymałam się kamienia, żeby nie upaść. W oczach zebrały mi się łzy. To nie tak miało być. Mieliśmy wrócić razem. Czemu u mnie zawsze musiało się wszystko sypać?


Kaspian podszedł do mnie i objął ramieniem.


- To nie najlepsze miejsce do rozmowy - powiedział.


Przytaknęłam i pozwoliłam się wyprowadzić z grobowca. Zaciskałam mocno pięści i starałam się nie tracić nadziei. Wszystko zrobiliśmy tak, jak powinniśmy. Powinno już pójść z górki. Jeżeli się nie obudzi... nie mogę stracić kolejnej bliskiej mi osoby.


Ruszyliśmy do sali tronowej. Przeważnie, kiedy akurat nie odbywały się tam uroczystości, wnoszono ogromny stół, przy którym zasiadały najważniejsze osobistości. Teraz siedziało przy nim kilku kapitanów armii, a u jednego ze szczytów stało dwóch, jak się domyśliłam, szpiegów. Bitwa z Kimberly nadchodziła wielkimi krokami, a przygotowanie było niezbędne. Nie ważne co byśmy zaoferowali, nie ustąpiłaby. Wszyscy zdawaliśmy sobie z tego świetnie sprawę. Nie miałam czasu na rozklejanie się, mieliśmy bitwę do wygrania.


Plan ataku, który został mi przedstawiony, nie był zły. Dodałam parę poprawek od siebie, ale nie miałam pewności, czy to się uda. Z tego co mi przekazano, dość jasno przedstawiono, to, że dysponujemy mniejszym wojskiem. Dlatego musieliśmy zrobić to taktycznie, a nie siłowo.


Z zachodu zbliżały się deszczowe chmury. Błotniste podłoże mogliśmy wykorzystać na naszą korzyść. Ludzie Kimberly byli o wiele więksi i lepiej uzbrojeni. A co za tym idzie ciężsi. Gdyby zwabić ich do doliny, szala zwycięstwa mogłaby przechylić się na naszą korzyść. Byłaby to oczywista pułapka, ale jeżeli by się w nią nie złapali, mielibyśmy spory problem. W teorii wyglądało to prosto wręcz za prosto. Jednak po Kimberly spodziewałam się absolutnie wszystkiego. Nie dość, że po swojej stronie miała stwory, to również magię. To było oczywiste, że im szybciej ją wyeliminujemy, tym szybciej możemy zakończyć ten bezsensowny rozlew krwi. Jednak jak dostać się do kogoś, kto jest najpilniej chroniony w całym obozie wroga? Oczywiście wjechać na ich teren jak do siebie i spytać o herbatę.


- Nie zgadzam się - zaprzeczył od razu Kaspian, a ja głośno westchnęłam. Minęło tyle lat, a on nadal upierał się przy tym, że będzie decydował, o tym, na którą z misji mi pozwoli, a na którą nie.


- Wiesz, że i tak to zrobi - odezwała się Sabrina.


- I tak to zrobię - powiedziałam dokładnie w tym samym czasie.


I prawdopodobnie reszta przy stole również świetnie zdawała sobie z tego sprawę.


- Kiedy ona będzie zajęta mną, wy przygotujcie wojska. Niech będą na miejscach i czekają na sygnał.


Chciałam coś jeszcze dodać. Coś pokrzepiającego, ale nic nie przyszło mi do głowy. Zwykłe "uda się, jestem pewna" nie było wystarczające. Sama ledwo co w to wierzyłam, aczkolwiek miałam nadzieję, że moje przedarcie się do obozu Kimberly zaskutkuje jej śmiercią. Bez przywódcy będzie im ciężej. Jest też opcja, że całkowicie zrezygnują z dalszego ataku. Wszystko zależało od tego, która z nas szybciej umrze na tej nieszczęsnej herbatce.

Comment