Piąta Gwiazda ⭐ Adrianna

~wcześniej przez przypadek mi się opublikowało.
~mam wrażenie, że przesłodziłam ten rozdział.
~jak się podobają nowe okładki?


W bibliotece nie znajdowało się zbyt wiele książek z opowieściami czy legendami dla dzieci, co z jednej strony było dobre, bo nie musieliśmy szukać przez cały dzień odpowiednich książek, ale z drugiej strony w tych kilkunastu znalezionych nie koniecznie musiała znajdować się historia związana z lustrem. Kiedy zebraliśmy już całkiem pokaźny stosik, usiedliśmy obok siebie przy jednej ze ścian. Oparłam głowę o ramię Kola i otworzyłam pierwszą książkę. Przez chwilę wpatrywałam się w litery, które układały się w słowa odbite dokładnie jak w lustrze. Sięgnęłam po kolejną książkę, ale ona również była tak samo zapisana. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że odczytanie tego zajmie nam dłużej niż przypuszczałam. Na szczęście bajki dla dzieci nie są długie.


Wszystko dookoła było ciche i spokojne, a z każdą chwilą coraz łatwiej odczytywałam kolejne słowa, jednak przy dłuższych musiałam się na moment zatrzymać i je rozszyfrować. Po przeczytaniu pierwszej historii zamknęłam książkę i zaczęłam patrzeć prosto przed siebie. Nie wiedziałam, że czytanie może tak zmęczyć. Przypominałam sobie wszystko, co mnie spotkało i zastanawiałam się, jakby to się skończyło, gdyby w danej chwili coś poszło inaczej. Jeżeli tamtego dnia nie weszłabym w malowidło na peronie. Jeżeli Victoria nie zaprowadziłaby nas do kryjówki. Co by się stało gdybym nie znalazła odpowiedzi na zagadki mojej matki i Gerard by dalej panował? Co by się stało gdyby Kol nigdy by mnie nie uratował? Tyle rzeczy mogło już dawno pójść nie tak, mogłam już tyle razy umrzeć, a teraz jednak dostaję kolejną szansę od losu.


- Przepraszam - szepnęłam w końcu, prostując się, by usiąść naprzeciwko niego. Skrzyżowałam nogi i zaczęłam patrzeć na swoje palce, którymi zaczęłam się bawić. Przepraszanie nigdy nie było moja mocną stroną i jego wartość była dla mnie wysoka, dlatego nie rzucałam nim na prawo i lewo. - No wiesz, zabiłam twojego ojca i... no teraz jesteś tu, gdzie jesteś...


Poczułam jego dłoń pod brodą, zmuszając mnie, bym spojrzała na niego.


- To nie twoja wina - odpowiedział niezwykle miękko i delikatnie. Zamknął książkę, a potem westchnął i przejechał ręką po włosach. Jeden kosmyk wymknął się z tego i tak okropnie seksownie opadł na jego czoło. - Nie było innego wyjścia. Mój ojciec zapracował sobie na to. Albo on, albo setki ludzi. Podjęłaś dobrą decyzję.


Ukryłam twarz w dłoniach, powoli kręcąc głową, to wszystko zdawało się takie odległe, ale jednocześnie takie wyraźne. Nadal czułam, jak płomienie muskają moją skórę i mój wzrok automatycznie padł na lewą rękę. Blizny były dobrze ukryte po rękawem koszuli, ale na zewnętrznej części dłoni było je odrobinę widać.


- A gdybym chybiła? - spytałam. Nie wiedziałam, dlaczego tak kurczowo trzymałam się tego tematu. To wszystko wydarzyło się ponad rok temu i nie miałam już wpływu na nic, co wtedy zrobiłam, albo czego nie zrobiłam. Miałam jednak jakąś dziwną potrzebę porozmawiania z kimś o tym.


- Ale tak się nie stało - powiedział. 


- A gdyby się stało? - powtórzyłam. Spojrzałam mu prosto w oczy, oczekując odpowiedzi. Nastąpiła krótka cisza, podczas której po prostu patrzyliśmy na siebie, a żadne z nas nie było w stanie się odezwać.


- Wtedy na pewno nie pozwoliłbym ci umrzeć. 


Kiedy to powiedział, zalała mnie fala ciepła. Nie miałam pojęcia jak na to odpowiedzieć, więc spuściłam wzrok i delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi i myślałam, że moje serce nie wytrzyma z przepełniającej mnie radości. Zależało mu na mnie. Na zewnątrz tylko delikatnie się uśmiechnęłam, ale w środku myślałam, że za moment eksploduję. Tyle emocji we mnie krążyło, a ja miałam ochotę tańczyć oraz skakać. Mimo że technicznie byłam martwa, to właśnie teraz spotykało mnie najwięcej dobrych rzeczy. 


- Ja też chcę cię przeprosić. - Z powrotem uniosłam na niego wzrok. Ton jego głosu skojarzył mi się z dzieckiem, które musi przyznać się matce, że zbiło kubek, należący do ich zmarłej babci. - Nie powiedziałem ci o Kimberly i o tym, że jest ze mną zaręczona.


Na dźwięk imienia dziewczyny, nieznacznie się skrzywiłam. Przez całą naszą podróż w poszukiwaniu Czarnych Strzał nie przepadałam za nią i czułam, że coś jest nie tak, ale pod koniec naszej podróży zaczęłam zmieniać o niej opinię, uświadamiając sobie, że mogłam się mylić co do niej. Okazało się jednak, że miałam rację, bo właśnie ona przyczyniła się do mojej śmierci. Jeszcze nigdy nie czułam takiej nienawiści do nikogo i miałam straszną ochotę jej czymś przywalić. Najlepiej czymś ciężkim.


Wyciągnęłam swoją rękę i złapałam dłoń Kola. Ścisnęłam ją delikatnie, a on powtórzył ten gest.


- To już nie jest ważne - powiedziałam, nadal się uśmiechając. - Wtedy czułam się okropnie zraniona i zazdrosna, przyznaję, ale z czasem mi to przeszło. Bo szczerze, kto chciałby poślubić takie coś z własnej, nieprzymuszonej woli?


Zaśmiałam się. Teraz mój humor był o wiele lepszy niż jeszcze jakieś dziesięć minut temu, a obrażanie Kimberly jeszcze bardziej je poprawiło. Kol przyglądał mi się z uśmiechem.


- Jesteś piękna, kiedy się uśmiechasz - stwierdził, a ja wyszczerzyłam się jeszcze bardziej.


- Otóż nie. Uśmiech jest tylko dodatkiem, ja zawsze czuję się przy tobie piękna.

Comment