Dziewiąta Gwiazda ⭐ Avyanna

- Avy? Wszystko w porządku? - spytała Davina, podchodząc do mnie w ciemności. Połączenie z Adrianną zostało już zerwane, więc odrzuciłam lustro na bok. - Wydawało mi się, że słyszałam jakieś głosy - powiedziała zaniepokojona, a mnie zrobiło się ciepło na sercu. Znałyśmy się tak krótko, a ona już się o mnie martwiła.


- Oh, czasami lubię sobie pośpiewać, kiedy nikt nie słyszy - skłamał szybko. Czułam się z tym okropnie, ale nie chciałam jej obarczać wiadomością, że w lustrze mieszka królowa, która teoretycznie zmarła dwadzieścia lat temu. Sama nie mogłam jeszcze tego zrozumieć, a co dopiero ktoś z zewnątrz.


- Matko, przepraszam. W ostatnim czasie jestem nieco przewrażliwiona.


- Nie ma sprawy. I tak już skończyłam - odparłam i uśmiechnęłam się do niej delikatnie.


Wróciłam z nią do obozu. Gdyby nie ona to zdążyłabym już pięć razy się zgubić. W części, gdzie stały łóżka, wszyscy szykowali się do snu i było małe zamieszanie. Arian i Davina starali się mieć na wszystkich oko, ale bardziej zajęli się układaniem dzieci do snu. Nerissa cały dzień trzymała się Ariana i teraz również nie opuszczała go ani na krok. Wydarzenia z południa chyba musiały nią mocno wstrząsnąć, bo nie wyglądała już na taką zadowoloną jak wcześniej. Przypomniałam sobie o wianku, który dla mnie zrobiła. Całkowicie o nim zapomniałam i teraz zdjęłam go z głowy. Kwiaty trochę się pogniotły, ale nadal miał kształt wianka.


Podeszłam do Nerissy i przykucnęłam koło jej łóżka. Założyłam jej zdezelowany wianek na głowę i się uśmiechnęłam. Arian przyglądał się moim poczynaniom, ale nie skomentował tego w żaden sposób.


- Teraz ty jesteś księżniczką - powiedziałam do dziewczynki. - A to jest twoja twierdza - wskazałam na łóżko. - A nikt nie może skrzywdzić księżniczek w ich twierdzy.


Delikatnie uniosła kąciki ust i spojrzała na mnie uważnie swoimi wielkimi oczami. Nie dziwiłam się, że wszyscy tak o nią dbali. Była taka delikatna, taka bezbronna. Również chciałam ją chronić. Dobrze czuła się tutaj przy Davinie, a przeze mnie ich dotychczasowy spokój został zburzony. Po części to był powód, dlaczego uciekłam. A może tylko tak się tłumaczyłam, bo tak naprawdę pragnęłam odnaleźć Srebrną Różę i uratować moją ciotkę, by to ona zasiadła na tronie i pokonała Kimberly, a nie ja.


Nie ważne co mną kierowało - kiedy byłam pewna, że wszyscy już śpią, ostrożnie wyszłam ze swojej pryczy i ruszyłam do wyjścia. Z grubsza pamiętałam już, co gdzie jest, ale i tak walnęłam we framugę przejścia prowadzącego do jadalni. Złapałam się za nos, a oczy zaszły mi łzami. Nie byłam pewna czy ktoś to usłyszał, ale już nie mogłam się wycofać. Kimberly w każdej chwili mogła ruszyć na Narnię, a ja nie miałam czasu do stracenia.


Najciszej jak tylko potrafiłam, wdrapałam się po schodach, a następnie uniosłam klapę, która nieznacznie zaskrzypiała. Wcześniej tego nie słyszałam, ale teraz zdawało się to przebijać ciemność. Ostrożnie zamknęłam ją za sobą i odetchnęłam z ulgą, będąc na zewnątrz.


Księżyc świecił dość jasno, ale nie było jeszcze pełni. Przez chwilę stałam i zastanawiałam się, w którą stronę powinnam się skierować. Księżyc wschodził z tej samej strony co słońce, czyli południe powinno być... dokładnie przede mną. Pogratulowałam sobie w myślach i ruszyłam przed siebie. Nie powiem, byłam tym przerażona. Nie uszłam kilku metrów, a zdawało mi się, że ktoś za mną idzie. Nie uśmiechało mi się też spotkać żadnych dzikich zwierząt, bo w razie czego nie miałam nawet czym się bronić. Cholera, kompletnie tego nie przemyślałam. Nie miałam nic, kompletnie nic, oprócz naszyjnika od mojej matki. Gdybym znalazła jakąś wioskę, albo Miasteczko to mogłabym go sprzedać i kupić jakieś jedzenie, koc czy broń, które bardzo by się przydały.


Mimo że światło księżyca teoretycznie oświetlało mi drogę, bałam się, co nagle może wyskoczyć z ciemności. Nie byłam przyzwyczajona do czegoś takiego i kiedy stwierdziłam, że to jednak był głupi pomysł i chciałam wrócić do kryjówki, uświadomiłam sobie, że się zgubiłam.


Dobra, nie panikujmy, idź dalej na południe - powtarzałam sobie w myślach, ale nagle gęste chmury przysłoniły księżyc i dookoła mnie zapanowała ciemność.


Cholera jasna, co ja sobie myślałam!


Okropnie się bałam, nic nie widziałam, a jeszcze dodatkowo było mi zimno.


Usiadłam przy jednym z drzew i przytuliłam do siebie ramiona, mając nadzieję, że w jakiś sposób mnie to ogrzeje. Miałam zamiar przeczekać tak do rana aż w końcu będę w stanie więcej widzieć. Na pewno tak szybciej znajdę wioskę, niż bezmyślnie błąkając się po lesie.


Siedziałam tak, a czas zdawał mi się dłużyć. Chmury nadal zasłaniały księżyc i miałam wrażenie, że tamtej nocy już go nie zobaczę. Powoli zaczęło padać, a ja nadal kuliłam się pod tym samym drzewem.


Nagle usłyszałam po mojej prawej warczenie. Z przerażenia nie byłam w stanie poruszyć się ani o milimetr. Zacisnęłam powieki z nadzieją, że gdy je otworzę z powrotem, znajdę się w mojej komnacie i okaże się, że to wszystko to tylko okropnie długi sen. Jednak kiedy je otworzyłam, ktoś złapał mnie za rękę i zmusił, bym za nim pobiegła.


- Lepiej się pospiesz, bo wilki przeważnie polują w stadzie.


Znałam ten głos. Cholera, dlaczego Arian postanowił mi pomóc?

Comment