Druga Gwiazda ⭐ Adrianna

Ciemność.


Jedyna rzecz, której byłam pewna.


Ciemność otaczała mnie ze wszystkich strona, a ja czułam się w niej niezwykle malutka. Byłam w niej całkowicie zanurzona, bez możliwości oddychania. Bezbronna, bez żadnej nadziei na przetrwanie.


Jednak w pewnej chwili, w oddali, pojawił się malutki, lśniący punkcik. Gwałtownie zaczął się powiększać, aż w końcu pochłoną mnie bez reszty, a ja gwałtownie otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku w mojej komnacie. Przez okno wpadały promienie słoneczne, rozjaśniając całe pomieszczenie. Wszystko mnie okropnie bolało i przez chwilę nie byłam w stanie się poruszyć. Próbowałam sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam. Pamiętałam poszukiwanie strzał, rozbity statek przy Samotnych Wyspach oraz dwa kielichy. Nagle reszta wydarzeń uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Kimberly, która wylała zawartość Kielicha Życia i tym samym skreśliła moją szansę na powrót do zdrowia. Więc dlaczego dalej żyłam?


Podniosłam się ostrożnie z łóżka.


- Lustro? - usłyszałam cichy głos, ale w pokoju nikogo oprócz mnie nie było. Rozejrzałam się dla pewności, ale byłam absolutnie sama. Jedyna podejrzana rzecz, jaką zauważyłam, było lustro, którego usilnie próbowałam się pozbyć. Ono jednak cały czas do mnie wracało jak bumerang. Sięgnęłam po nie, ale zamiast zobaczyć swoje odbicie, ujrzałam dziewczynę, która mogłaby być siostra bliźniaczką Sabriny. Za nią znajdował się zamek (mój zamek), a dokładniej sala balowa. Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną i na pewno tak jak ja nie rozumiała co się właśnie dzieje. Na jej głowie dostrzegłam diadem, sugerujący, że jest księżniczką.


- Kim jesteś? - spytałam, zanim dziewczyna z lustra otrząsnęła się z szoku. Wyglądało na to, że magia znowu miała z tym coś wspólnego, a to bardzo mi się nie podobało. To nie był świat Harry'ego Pottera, żeby takie rzeczy się działy!


- No dalej - pospieszyłam ją. - Chociaż tę jedną rzecz miejmy z głowy.


Po tym dziewczyna dostała nagłego zastrzyku pewności siebie i nie musiałam już dłużej czekać na odpowiedź.


- Jestem księżniczką. I to ty powinnaś mi powiedzieć, kim jesteś.


Zaśmiałam się drwiąco. Kiedyś ja również uważałam, że tytuł księżniczki jest czymś znaczącym. Od tamtego czasu wiele rzeczy się zmieniło.


- A ja jestem królową, ale jakoś nie wykorzystuję swojego tytułu przeciwko tobie - odpowiedziałam z największym spokojem, na jaki mnie było stać. - Dlatego pytam jeszcze raz; kim jesteś?


Dziewczynie widocznie się nie spodobał taki obrót spraw, ale nie spierała się z tym i tylko westchnęła.


- Mam na imię Avyanna.


Avyanna. To nie mógł być przypadek. Kiedy jeszcze byłam mała i rozmawiałam z moim brat, mówiłam mu, że tak właśnie chciałabym nazwać moją córkę. Czy to możliwe, że Avyanna jest córką Kaspiana? Wygląda podobnie jak Sabrina, a ją i Kaspiana widocznie ciągnęło do siebie. Avyanna wyglądała na dorosłą, więc ile lat minęło od naszej misji?


- Ja jestem Adrianna - przedstawiłam się. - Gdzie teraz jesteś?


Ponownie westchnęła.


- Na tarasie, za salą balową pałacu Natris.


Kiwnęłam głową i szybko wyszłam z mojej komnaty, ściskając w dłoni lustro.


- Gdzie ty idziesz? - spytała, ale ja nie miałam zamiaru odpowiedzieć. Zeszłam kilka pięter w dół, docierając do sali balowej i otworzyłam szeroko drzwi. Światło wpadało przez ogromne okna, sprawiając, że pomieszczenie wydawało się jeszcze większe. Dopiero teraz zauważyłam, że na sobie miałam spodnie oraz wygodne buty, co pomogło mi zbiec po schodach. Szybko przecięłam całą szerokość sali i otworzyłam szklane drzwi prowadzące na taras. Avyanna stała tyłem do mnie w ogromnej niebieskiej sukni. Jej postać nie była całkowicie cielesna, nie rzucała żadnego cienia. Odwróciła się do mnie przodem, a na jej twarzy znowu pojawił się szok. Najwyraźniej zobaczyła mnie w podobnej postaci jak ja ją.


- Co tu się do cholery dzieje?


- Uwierz mi, że też chciałabym wiedzieć - odpowiedziałam jej. - Jesteś córką Kaspiana Jedenastego? - spytałam, zanim w ogóle zdążyłam nad tym pomyśleć.


Zmarszczyła brwi, zaskoczona tak szybką zmianą tematu.


- Tak - odparła ostrożnie.


- W takim razie witaj bratanico.


Kolejny szok odmalował się na jej twarzy, ale ja teraz skupiłam się na czymś innym. Straciłam jakieś osiemnaście lat mojego życia nie wiadomo kiedy i dlaczego. Teraz rozmawiałam za pomocą jakiegoś magicznie zmodyfikowanego lustra z moją bratanicą, absolutnie nie mając pojęcia, co się dzieje. Dzień jak co dzień.


- Dokończymy jeszcze tę rozmowę - powiedziała w pewnym momencie i teraz mnie zaskoczyła. Odłożyła lustro na pobliski stolik i jej postać całkowicie zniknęła.


Znowu byłam sama.


Wróciłam na korytarz, cały czas trzymając w dłoni moje lustro. Tym razem pokazywało moje odbicie, jednak to mnie w żaden sposób nie uspokajało. Byłam absolutnie sama w ogromnym zamku, a nikt nie mógł mi wytłumaczyć, co się przed chwilą wydarzyło. Nie rozumiałam tego. Powinnam być martwa, ale chyba właśnie się okazało, że jestem uwięziona w lustrze. Po cholerę? Co to da?


Skręciłam w korytarz, prowadzący do biblioteki, bo to w niej mogłam znaleźć najszybciej odpowiedzi na moje pytania, których ilość z każdą chwilą się powiększała. Miałam nadzieję, że będzie tam jakaś książka opisujący podobny przypadek, jakaś legenda albo baśń. Kilka z nich się sprawdziło i nie miałam zamiaru już nigdy ich ignorować.


- Czy zaszczycić mnie jeszcze jednym tańcem? - Kolejny głos z lustra, tym razem męski.


- Jak mogłabym odmówić. - Ten należał do Avyanny.


Nie rozumiałam działania lustra. Myślałam, że jak we dwie trzymamy swoje egzemplarze, to możemy słyszeć to, co się dzieje w świecie tej drugiej. Okazuje się, że jeszcze inaczej to działa, a ja stwierdziłam, że nie będę zaprzątać sobie dłużej tym głowy.


Ponownie skręciłam i od razu się zatrzymałam, widząc znajomą postać. Serce chyba na moment przestało bić, ale po chwili biło już jak szalone. Rzuciłam się w stronę chłopaka i wpadłam w jego objęcia. Nie byłam sama. Wtuliłam się w pierś Kola, a on przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz byłam tak blisko niego. Pachniał cytrynami, a ja uwielbiałam cytryny. Zresztą jego też. Miałam ochotę go pocałować - w sumie tak jak zwykle, gdy był obok - i w tamtym momencie miałam tyle odwagi, że powiedziałam sobie pieprzyć to wszystko. Stanęłam na palcach i przyciągnęłam go do siebie, a następnie pocałowałam.


Ta chwila mogła trwać wiecznie i nikt nie mógłby nam przeszkodzić. I trwała, bo w zamku nie znajdował się nikt oprócz nas.


~


Szczęśliwego Nowego Roku!

Comment