Rozdział 9.





Od poprzednich wydarzeń minęły trzy dni. Relacje Valentyna i Niny pozostawały chłodne i zdystansowane. Ona wykonywała jego polecenia. Posiłki jadali w milczeniu, a Nina unikała jego wzroku. Widział, że bała się go. Strasznie się go bala. Valentyn nie czuł się w tej sytuacji najlepiej, a Nina także czuła się niekomfortowo. Najchętniej uciekłaby. Lecz to stanowiło zadanie nie do wykonania.


Valentyn cieszył się z wolnego i kilku godzin chlania. Przez cały wieczór siedzieli w klubie Czerwony Szlak i słuchali całkiem dobrego zespołu rockowego „Katwils".


- Nieźli są – stwierdził bełkotliwie Portos.


Hańka skierowała w stronę przyjaciela pogardliwe spojrzenie.


- Oj, Portos. Dla ciebie każdy zespół jest dobry – zaszydziła.


- Hej, nie musisz przeginać – obruszył się Portos.


- Jesteś beznadziejny, ale i tak cię lubimy – wtrącił się Silvan.


- Słuchajcie, ja muszę już lecieć – Valentyn wstał.


- Naprawdę musisz już lecieć?


- Tak. Dobrze się z wami bawiłem, ale jutromuszę wcześnie wstać.


Przyjaciele odprowadzili go wzrokiem. Szybkim krokiem wyszedł z klubu. Uderzył go wiatr. W świetle latarni odbijał się biały puch, a z nieba jeszcze sypał śnieg. Zbliżał się do swjego samochodu, kiedy z cienia wyłoniła się rozhisteryzowana i pokrwawiona.


- Błagam, pomóż mi, proszę – zawołała płaczliwie.


- Hej, hej, co się stało? - zapytał spokojnie trzymając ją za ramiona. – Powiedźna spokojnie, co się wydarzyło.


- Mieliśmy wypadek, on jest w ciężkim stanie - wyjąkała.


Z czoła leciała kobiecie strużka KRWI.


Valentyn dostrzegł obrożę. Była niewolnicą.


- Prowadź.


Skineła głową, obróciła się i popędziła w stronę, z której przybiegła.


- Gdzie to jest? Musi to być tutaj – zawołała rozhisteryzowana. – Jego żona mnie ubije.


- Spokojnie, uspokój się – powiedziałem.


Po kilku sekundach dotarli do samochodu.


Valentyn podbiegł do samochodu, otworzył drzwi i sprawdził puls. Z ulgą wyczuł puls. Z samochodu dymiło się.


- Żyje? – szepnęła.


- Tak. – zadzwonił z komórki po pomoc.


Poczekali kilka minut i przyjechała karetka. Zabrała poszkodowanego.


- Gdzie ty mieszkasz? – zapytał łagodnie, podchodząc do niej.


- Mie....szka...m? – wyjąkała.


- Spokojnie. Gdzie mieszkasz?


- Mieszkam...... na..... Ulicy 53 Hartusa – wyjąkała płaczliwie.


- Zabiorę cię do domu.


Pozwoliła się poprowadzić do samochodu i wsiadła na tylne siedzenie.


Godzinę później dotarli na miejsce.


Gdy dojechali na miejsce, dziewczyna nie chciała wysiąść, wziął ją i wyciągnął siłą z auta. Dom był trzypiętrowy, przytulny. Zapukał w drzwi, trzymając niewolnicę za nadgarstek. Drzwi otworzyła niska, starsza kobieta o jasnych długich włosach.


- Co się stało? Lo, pan kest?


Demonica wyciągnęła w ich stronę szpony w czerwono-złotym kolorze. Wciągnęła dziewczynę do domu. Chciała zamknąć drzwi, ale detektyw położył dłoń na drzwiach powstrzymując ją od tego.


- Mieli wypadek, a pani mąż pojechał do Barnus. Nie wiem jaki jest jego stan.


- To przez ciebie! – zawołała i pchnęła niewolnicę na ścianę.


- Spokojnie! To ona uratowała pani mężowi życie. – wskoczył pomiędzy nie Valentyn. – Gdybynie ona, mógł zginać.


- Niech pan się nie wtrąca – rzuciła złośliwie. – A tak poza tym to, do widzenia panu – wskazała mu drogę placem.


Wyszedł.



Detektyw stał przy oknie i obserwował Ninę, która odśnieżała śnieg z podjazdu. Cierpiał Przez nią. Z jej powodu. To go denerwowało. Zastanawiał się nad sobą. nad tym kim jest i co zrobił. Nie potrafił sobie wybaczyć tego, że skrzywdził tę niewinną duszę. A to uczucie strasznie mu ciążyło. Nie miał pomysłu jak ją za to przeprosić. Jakby tego było mało dziewczyna zachowała się w stosunku do niego chłodno i z dystansem. Nie umiał tego wyjaśnić, a Nina nie zamieniła z nim słowa. To było okropne frapujące. Zacisnął dłonie w pięści.


- Valentyn, ziemia do Valenntyna! – Podskoczył i odwrócił się do stojącej za nim Hańki.


– Coś ty taki zamyślony dzisiaj? Co się stało?


- Nic – odpowiedział zmieszany. – Podrapał się po głowie i zapytał: - - Po co przyszłaś?


- Silvan, prosił mnie abym cię zawołała – powiedziała. Valentyn wyczul, że jest urażona. – Ma do ciebie jaką prośbę.


- Dobra, już idę.


Ruszył przed siebie.


Zapadła noc, a po tym jeszcze jedna, o następna.


Tej trzeciej. Trzeciej. Do małego pokoju Niny wpadła smuga jaskrawego światła otoczona czarnymi językami. Zatrzymała się na środku i zmaterializowała się. Ciemnowłosy mężczyzna, o ciemnej skórze, pięknych czarnych oczach podszedł i stanął nad śpiącą. Przyglądał się jej przez kilka minut.


Odwiedzał ją przez następne noce.



Nina od jakiegoś czasu nie wysypiała się. Dręczona koszmarami. Przewracała się z boku na bok. Próbowała się ich pozbyć. Cierpiała przez nie. W nich stawała się demonem. Potężnym i groźnym demonem. Nazywanym Córą Ognia. Podporządkowaną ojcu. Niosła ból, cierpienie i śmierć. Przed oczami przewijały się krae obrazy walk. Płomieni. W uszy uderzały odgłosy walki, rumor, zgrzyt mieczy, krzyki i jęki konających. Lecz mimo tego ze snów wyławiały się jeszcze inne emocje. Odmienne i niepojętne, ale wiedziała, że są prawdziwe. Cholernie prawdziwe. Nie mogła sobie ich wymyślić.


Euforia i radość.


Zawsze budziła się z nich.


Początkowo nie pamiętała z nich nic.


Z każdą nocą pamiętała więcej.


Czuła się z tym bardzo źle. Bała się tego kim być może/ jest. Tego co być może uczyniła lub co zrobiła. Przestraszona tym wszystkim.




Nie chciała by to okazało się prawdą. Nie chciała aby okazało się, że jest potworem. Morderczynią milionów istnień.


To sprawiło, że odsunęła się od wszystkich. Zamknęła w sobie, wycofała się.


Zmagała się z tym w samotności.


Lecz jak mogła to komukolwiek powiedzieć.


Zaprzeczała sama sobie. Nie wierzyła w to, a jednocześnie czuła, że to jest prawda. Ukryta w niej. Przecież posiadała zdolności, których nie powinna posiadać. Wyczuwała go – Ognistego Ptaka Zemsty.


Nie rozumiała tego wtedy, teraz już tak. To z powodu iż był jej ojcem.


- Ja nie chcę być taka – wyszeptała, przerzucając kolejną szuflę śniegu. –Nie będę zła. Pokonam go. Obiecuję.


Z jeszcze większą determinacją zabrała się do pracy.



Późnym popołudniem Valentyn wraz z Silvanem udali się na spotkanie tego drugiego.


- Mogę cię o coś zapytać? – zapytał Silvan, kiedy wchodzili do knajpy.


Aby wejść trzeba było okazać dowód tożsamości. Były nimi bransoletki. Znajdowały się na nich dane osobowe, rasa, wiek i praca. Wymógł ten obowiązywał w przeważającej części knajp i restauracji. Do takich miejsc nie mogli wchodzić ludzie, chyba, że miało się pozwolenie szefa. Miało to na celu poniżenie i sprawienie aby człowiek czuł się gorszy od demonów. Zawsze miał wiedzieć gdzie jest jego miejsce. Niestety większość demonów godziła się z tym.


Ekipa. Valentyna miała zgoła odmienne zdanie. Uważali, że każdy ma prawo do równości i wolności. Szpakowski pragnąłby udowodnić Ninie, że jest z tych drugich, ale nie potrafił.


- A co ma być?


Spojrzał na przyjaciela znacząco, kiedy podchodzili do wyznaczonego dla nich stolika. Wystrój był raczej skromny: kilka stolików przy oknie, brązowe panele na ścianach i kilka wiszących w doniczkach kwiatów. Było pusto. Zajęli pierwszy z brzegu stolik.


- Naprawdę chcesz się w to bawic? – zapytał z niedowierzaniem.


- Ale w co? – Grał głupka.


- Rany, chłopie – westchnął poirytowany. Rozejrzał się ukradkiem i nachylił się w stronę przyjaciela. – Co jest między wami? Znaczy między tobą a Niną?


- Nic nie ma – obruszył się. Stopniał pod wpływem wwiercającego się spojrzenia. – Dobra - szepnął. - może i coś do niej czuję, ale nie może być razem. Zasady tego zabraniają.


- A czy zasady nie są po to aby je łamać? – zapytał z błyskiem w oku. – Powiem ci tylko, że ona także coś do ciebie czuje.


- Naprawdę? – Ożywił się. – Wyczułeś coś?


Silvan należał do demonów, które potrafią odczytywać emocje i relacje innych. Uśmiechnął się z tryumfem.


- Możliwe.... – Urwał.


Do stolika przyjaciół podeszła kelnerka. Wampirzyca. Zamilkli na jej widok.


- W czym mogę panom służyć? – zapytała uprzejmie i uśmiechnęła się.


- Poprosimy wodę – odpowiedział za nich dwóch Silvian. – Proszę zawiadomić pana


Kurtza, że oczekuje go Silvian Jorkiro i ma dla niego wiadomości.


Gdy kelnerka odeszła, Valentyn zapytał:


- Kim jest nasza klient?


- Zaraz się przekonasz – odpowiedział tajemniczo Silvan.



W tym samym czasie w biurze.


Nina wykonywała zleconą przez Valentyna pracę. Układała dokumenty w odpowiednich segregatorach, kiedy poczuła gwałtowną zmianę w powietrzu. Odwróciła się w stronę okna, jasnozłote ramy uderzyły z impetem o ścianę. Siła uderzenia pozostawiła na ścianie ślad. Wiatr zdmuchnął z biurka dokumenty, które opadły na podłogę. Kolejny podmuch rzucił dziewczyną o ścianę Jęknęła i osunęła się po niej. Pociemniało Ninie w oczach.


W następnej chwili została brutalnie postawiona na nogi.


- Czego chcesz? – wycharczała. Napastnik trzymał szpony na gardle przestraszonej dziewczyny.


- Nasz pan chce się z tobą spotkać – odpowiedział Mroczny Anioł.


Nina nic na to nie odpowiedziała. Zbyt bardzo się bała. Wiedziała kto i dlaczego chce się z nią spotkać i to ją przerażało. Została puszczona tylko po to aby zostać chwycona za włosy. Syknęła z bólu, prawie płacząc. Mroczny Anioł zawlókł ja do okna, po czy wrzucił na siatkę. Zabolało.


Podniosła się do pozycji siedzącej dopiero wtedy, kiedy ruszyli. Przezroczystą, drobną siatkę trzymało czterech Mrocznych Aniołów. Ten, który z nią rozmawiał, leciał środkiem. Otarła krew z rozdartego podbródka. Okazała się, być całkiem miękka i wygodna. Ruszyli. Nie wiedziała, gdzie może być ich pan. Świat wokół niej wirował z oszałamiającą szybkością. Otoczenie rozmazywało się i stopiło w jedną wielką białą plamę przed jej oczami. Czuła na twarzy zimne płatki śniegu, jednak prędkość była tak duża, że płatki nie zostawały na jej twarzy ani ubraniach.


Po godzinnym locie oczom Niny ukazał się ośnieżony szczyt góry. Anioły Mroku wzniosły się wyżej i chwilę później wylądowali wzburzając tłumna śniegu. Gardło podeszło Ninie do gardła, kiedy gramoliła się z siatki. Na trzęsących się nogach stanęła w śniegu po kostki.


Nagle strach zmalał zastąpiony podnieceniem i jakąś dziwna radością. Przy czym tak ostatnia szybko została zamieniona na determinację. Nina oszołomiona i czująca się nieswoja, ujrzała z wyłaniającego się z jaskini Ognistego Ptaka Zemsty. Otaczały go płomienie. Lizały, pieściły jego ciało. Ostre, wyraziste rysy twarzy, pełne, wydatne usta.


- Chodź za mną, Córko – Posłyszała szept, który otulił ją ciepłem.


Nie umiała się oprzeć pokusie i ruszyła ku niemu. Kłóciła się sama ze sobą. Nie jest jego córką, jest człowiekiem. Wiedziała, że okłamuje samą siebie. Teraz jest człowiekiem, ale jej podstawa zawsze pozostanie demoniczna.


' Gdy zbliżyła się, Ognisty Ptak Zemsty odwrócił się i wszedł do jaskini. Ona zrobiła to samo. W grocie panował mrok, rozświetlany ogniem emanującym z ciała demona. Ninna walcząc ze swoimi emocjami, zobaczyła ogromne, złożone skrzydła. Płomienie wydawały się wychodzić z ciała demona. Niewiele mogła dostrzec z za płomieni. Wydawał się taki kościsty i surowy, ostry i kanciasty.


Szli w milczeniu. Nie była w stanie się odezwać. Gdy skręciła za róg, zniknął demon, a ukazał się niski, chudy mężczyzna o czarnych, długich włosach. Nina otworzyła usta ze zdumienia. Przekręcił głowę i ujrzała piękną, kwadratową twarz i ostry, smukły podbródek. Ciemna karnacja. Ciemne, głębokie oczy, w których pozostała pustka. I krzywy nos.


- Twoja matka mnie takiego ujrzała po raz pierwszy – oznajmił obojętnym głosem. – potrzebowałem reproduktorki. Szukałem bardzo długo i wreszcie ja znalazłem. Była idealna. Po tym urodziła mi ciebie - obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem. – Znaczy to co w ciebie drzemie. Córę Ognia. Mój skarb. Moje dziedzictwo.


Jego słowa były pozbawione emocji, lodowate. Przerażająco lodowate. Ninie przeszedł dreszcz. Na powrót zaczęła się bać. Cofneła się pod ścianę®. I przywarła do niej.


- Poczułem się urażony, kiedy ujrzałem cię w tej postaci, Marnej postaci - wysyczał i dopadł do Niny. Dusił dziewczynę. Całe ciało płonęło. Wnętrzności gotowały się.


Nina chciała krzyczeć. Kopała. Walczyła o życie. Nagle coś w niej szarpnęło. Poczuła siłę, moc i pewność. Spojrzała na niego groźnie.


- NIE DOTYKAJ MNIE!


Jej głos odbił się echem w grocie, a przecz ciało przeszła fala potężnego ognia. Siła mocy odepchnęła Ognistego Ptaka Zemsty i uderzyła nim o ścianę. Po czym natychmiast zniknęła. Nina szlochając podniosła się na czworaki, a po tym na nogi. Nie wiedziała co to było, ale czuła się inaczej.


- Miałem rację – powiedział z zadowoleniem. – Mimo tej ludzkiej powłoki masz w sobie moc demona.


Patrzyli na siebie długo. A Nina w jakiś dziwny sposób uspokoiła się i nabrała pewności.


- Długo na to czekałem. Obserwowałem cię - oznajmił z zadowoleniem. Przyłącz się do mnie. I walcz wraz ze mną. Niszcz i nieś śmierć.


Słowa Ognistego Ptaka Zemsty kusiły, przywracały wspomnienia. Lecz ludzka strona teraz zwyciężała. Dobra strona.


- Nie przyłączę się do ciebie! – zawołała kategorycznie. - Nigdy!


- Należysz do mnie! – wywrzeszczał otoczony przez płomienie.


- Nie, już nie! – zaprzeczyła stanowczo.


- To twoja wina jak teraz wygląda świat = wytknął jej.


- Tak, to moja wina – przytaknęła spokojnie. – Ale teraz wybieram inną drogę.


W oczach Ognistego Ptaka Zemsty błysnęła wściekłość.


- W takim razie zginiesz jako pierwsza, a po tym zginą inni, a zawładnę tym światem. Skona w płomieniach! Cała planeta zmieni się w popiół.


Nina odwróciła się i wybiegał z komnaty. Po kilku minutach wyłonuiła się z jaskini. Czekali tam na nią. Chwycili za ramiona i zawlekli na krawędź góry. Poczuła szpony na ramieniu i pchnięcie. Straciła równowagę i spadła. Spadała z wielką szybkością, wirując w powietrzu i pośród płatków śniegu, Jej krzyk odbijał się echem od szczytów gór. Wiedziała, że zginie. Pomyślała o przyjaciołach, zobaczyła przed oczami ich roześmiane, pogodne twarze i pożałowała, ze ich więcej nie zobaczy. Miała do spełnienia jakiś zadanie. Wprawdzie nie wiedziała jakie, ale już wiedziała ze go nie wypełni. Poczuła żal. Poczuła żal, ze tak krótko przyszło jej żyć w tym wcieleniu. Tyle mogła jeszcze zrobić, tyle zobaczyć


- Nie chcę umierać!- krzyknęła i po chwili usłyszała echo własnych rozpaczliwych słów.


W żyłach pulsowała adrenalina i strach. Płakała. Naprawdę nie chciała taks kończyć.


Zamknęła oczy i szeptała „ Nie, nie' jak mantrę.

Comment