Rozdział 2.



Nad statkiem płynącym do Słonecznego Miasta gromadziły się ciemne, burzowe chmury. Nina drzemała wyczerpana. Nie wiedziała co z nią będzie, ale nie mogła się spodziewać tego co miało się wydarzyć. Kobietę obudziły hałasy i rozbłyski. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Nagle statek przechylił się w taki sposób, że klatka, w której przebywała przetoczyła się na drugą stronę.


Jęknęła, gdy upadła na lewą zabandażowaną rękę.


Próbowała odzyskać orientację lecz skrzynią zbyt mocno telepało. Niespodziewanie kilka skrzyń uderzyło w jedną ze ścian. Skrzynie rozleciały się na strzępy. Nina ze strachem i niedowierzaniem patrzyła jak z ich wnętrza wytoczyły się olbrzymie kule, a następnie leciały w jej stronie, by uderzyć w więzienie. Przy uderzeniu rozbłysło jasne światło, a kula odbiła się od skrzyni i z impetem grzmotnęła w ścianę. Natychmiast w owym miejscu powstało pęknięcie, które za sprawą pozostałych kul, w szybkim tempie się rozszerzyło.


Dzięki pociskom Nina uwolniła się. Teraz musiała szybko się wydostać, bo poziom wody zwiększał się w ekspresowo. Wygramoliła się ze skrzyni i ruszyła w kierunku do połowy zalanych schodów. Wbiegła na nie i otworzyła drzwi. Dzięki szczęściu nikt ich nie zamknął.


Naparła na nie i zatrzasnęła wygrywając pojedynek z wodą. Na krótko  oparła się o drzwi. Ochłonąwszy trochę ruszyła przed siebie. Woda chlupotała pod nogami dziewczyny. W mijanych oknach widziała rozbłyski błyskawic i słyszała uderzenia grzmotów.


Przedostała się na wyższe pokłady, ujrzała potężną falę wody pochłaniającą pokład. I pioruny rozrywające statek na strzępy. Nie zdążyła krzyknąć, gdy znalazła się pod wody.


Rozpaczliwe walczyła by utrzymać się na powierzchni. W rozbłyskach światła widziała innych robiących to samo. Wokoło dryfowały resztki statku. Wielkie fale co chwila ją pochłaniały to wyrzucały na powierzchnię. W pewnym momencie, znajdując się pod wodą, w rozbłysku światła, przed sobą ujrzała tonącą postać. Z całych sił starała się do niej podpłynąć, ale było to niemożliwe. Zarówno przez fale jak i zabandażowaną ręką.


Zamarła. Przestała płynąć ku powierzchni i życiu. Przed oczami miała tylko obraz umierającej postaci, znikającej w morskich czeluściach.


Poczuła silne uderzenie w plecy i straciła przytomność.







W pierwszej kolejności usłyszała czyjeś wołanie: „Nina, Nina". W następnej sekundzie poczuła, że leży na czymś twardym. Po trzecie przez jej ciało przeszedł przeraźliwy dreszcz bólu, który ją ostateczne obudził. Otworzyła oczy lecz nie zrobiło to żadnej różnicy. Zamrugała kilkakrotnie, by po chwili dotarł do niej sens. Dziewczynę otaczała zasłona mroku. Kobieta podniosła się z trudem do pozycji siedzącej. Rozejrzała się dookoła, ale niczego w ciemności nie dostrzegła. Obok niej natomiast leżał jakiś nieprzytomny mężczyzna. Demon. Nie wiedziała dlaczego, ale z jakiegoś powodu wiedziała, że jest to ten sam, który kupił ją na aukcji.


Ninie przez myśl przeszła ucieczka, ale coś wewnątrz kobiety nie pozwoliło zostawić nieprzytomnego. Niezależnie od tego kim był.


Z wielkim wysiłkiem wyciągnęła zdrowszą rękę i dotknęła nieznajomego. W tej samej chwili demon odzyskał przytomność.


- Nie dotykaj mnie – wycharczał gwałtownie, takim tonem jakby Nina była trędowata. – Wstawaj, ruszamy do twojego nowego domu.


To powiedziawszy szarpnął nią, zmuszając do wstania. Sam wydawał się ranny, ale ignorował swój stan. Ruszyli przed siebie. W tle słychać było jakieś odgłosy, coś zbliżało się w ich kierunku. Jej właściciel również i to zignorował. Poprowadził ją prosto chodnikiem. Jednak po pół godzinnej podróży dziwnymi, latającymi pojazdami pełnymi innych demonów. Nina i ranny demon dotarli na miejsce. Żelazny uścisk został niespodziewanie zwolniony. Nina spojrzała zdziwiona i ujrzała mdlejącego i upadającego prześladowcę. Ona sama straciła przytomność sekundę później i upadła obok niego.



Valentyn Szpakowski razem ze swoimi ludźmi udał się na miejsce katastrofy, by dowiedzieć się czegoś na temat swojego przyjaciela i kobiety, którą ten powinien wieść. Jednakże wieści, które otrzymał nie były takie jakich oczekiwał. Dowiedział się, że jego przyjaciela i niewolnicy nie było wśród ofiar, które znaleziono. Opis świadków wskazywał iż był on na pokładzie statku. Nie wszyscy pasażerowie odnieśli poważnie obrażenia i prawdopodobnie samoistnie oddalili się z miejsca wypadku.


Może z jego przyjacielem było tak samo i razem z jego nową niewolnicą udali się do biura? Nakazał ludziom, by szli za nim. Wsiedli do czarnego samochodu bez dachu i odjechali z piskiem opon. Ich biuro mieściło się przecznicę dalej. Kiedy dotarli do budynku, w którym mieściła się ich siedziba: zobaczył, że przed budynkiem leżą dwie osoby. Po zapachu Valentyn rozpoznał przyjaciela. Szybko podbiegli do nieprzytomnych.


- Żyją – powiedział Markus, demon hirutus był uzdrowicielem. – Musimy ich zawieść do szpitala.


- Tyle, że w Szpitalu Demonów nie przyjmą człowieka. – odezwała się Ingryd. Demon o ostrych szponach i zębach wprawiona w bojach. – Trzeba ją zawieść do ludzkiego szpitala.


- Wy dwoje zadzwonicie po demopogotowie, a ja zawiozę ją do szpitala – zarządził Valentyn i dodał po chwili namysłu. – A gdzie jest najbliższy szpital?


- Na rogu 123 i 124. To jest między kafejką, a barem „U Dezmonta".


Zdziwił się bardzo, nigdy bowiem nie widział tam żadnego szpitala. Był tam tylko jakiś poniszczony, stary, trzypiętrowy budynek. Nie miał pojęcia skąd ona wiedziała o tym szpitalu. Demony przeważnie nie mają pojęcia gdzie znajdują się ludzkie siedziby, ponieważ ludzie boją się ataków ze strony demonów. Jest to w dużej mierze nie uzasadniony strach, ponieważ demony nie interesują się wolnymi ludźmi. A jak już potrzebują informacji o nich to potrafią je wydobyć od każdego.


Wsadził dziewczynę na tylne siedzenie. Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Nie wiedział co jej jest, ale za dużo zapłacił aby teraz pozwolić jej umrzeć. W kilka minut dotarł na miejsce. Szybko wyciągnął niewolnicę z pojazdu. Trzymając kobietę w ramionach wbiegł do środka.


- Potrzebuję lekarza! – krzyknął.


Wszystkie osoby w budynku odwróciły się w jego stronę i stanęły oniemiałe z przerażenia. Po kilku minutach do detektywa podeszła kobieta o ciemnych włosach uczesanych w kog. Miała na sobie zielono- czarny kitel. Oczy lekarki wyrażały strach i zdziwienie.


- Proszę mi ją oddać. Co się właściwie stało?


- Jest jednym z pasażerów statku, który dzisiaj się rozbił – odpowiedział Valentyn pospiesznie. – Niech pani się nie boi. Nic pani nie zrobię. Przyprowadziłem ją, ponieważ ona potrzebuje pomocy. Proszę jej pomóc, uratować..


Kobieta pokiwała głową i zaniosła nieprzytomną dziewczynę do jednej z wolnych sal.


Szpakowski rozejrzał się po ludziach. Byli przerażeni, ale już po chwili wrócili do swojej pracy.


Budynek wyglądał lepiej niż na zewnątrz. Ściany zostały pomalowane na jasny kolor. Sale gdzie leżeli pacjenci miały drzwi. W powietrzu unosił się ostry, gryzący zapach środków dezynfekujących. W całym budynku roznosił się zapach bólu i rozpaczy.


Podszedł do uchylonych drzwi, gdzie została położona jego nowa niewolnica. Lekarka zakładała kobiecie kroplówkę. Poczuł zapach krwi. Obserwował jak lekarze ratują jej życie. Sam nie wiedział dlaczego czuje do niej to co czuł odkąd przyśniła mu się po raz pierwszy. Czuł, że ona jest czymś więcej niż zwykłym człowiekiem, gdy kazał Silvanowi ją wyśledzić i w razie czego kupić. Dziewczyna została aresztowana, od razu to wyczuł. Ta nieznajoma budziła w nim najpiękniejsze uczucia jakie można budzić. Jednak on musi z tym walczyć nie może stać się miękki w oczach wspólników. W końcu prowadził firmę detektywistyczną. Bardzo długo budował swoją reputację i nie pozwoli zniszczyć tego jakieś ludzkiej kobiecie.



Nina tkwiła we mgle. Nie czuła zimna ani gorąca. Po prostu unosiła się w przyjemnej mgle. Niczego nie pamiętała: jak się nazywa, gdzie jest, co robi lub co miałaby zrobić. Ruszyła przed siebie, nie wiedząc po co. Nie odczuwała upływu czasu; nie miała pojęcia ile czasu tak dryfowała przez zewsząd otaczającą ją mgłę. Niespodziewanie wyczuła czyjąś obecność. Była jej pewna, chociaż rozglądając się nikogo nie ujrzała.


- Jest tu ktoś? – głos poniósł się w niebyt i powrócił zwielokrotniony.


Mgła, która do tej pory wydawała się nie groźna, oplotła ją, pozbawiając tchu. Krzyczała, szamotała się. Tajemnicza mgła puściła Ninę równie niespodziewanie jak ją uwięziła. Spadała w dół z krzykiem na ustach. Z jękiem bólu zaryła o twardą, kamienną posadzkę. Kiedy wstała zorientowała się, że znajduje się w kamienistym korytarzu, otoczona przez grupę kilkudziesięciu zakapturzonych postaci. Wirowały wokół niej. Do uszu Niny zaczął dochodzić odgłos warczenia. Postacie wirowały coraz szybciej, warczenie było głośniejsze z każdą chwilą. Kobietę zaczęła boleć już głowa od tych odgłosów, gdy nagle zawiał silny wiatr i Nina ujrzała kobiety tak bardzo się różniące, a tak bardzo do siebie i do niej podobne.


- Kim jesteście? – wyszeptała.


- Jesteśmy tobą – odpowiedziały chórem, a po ścianach odbiło się echo tysięcy głosów.


– Jesteśmy twoimi poprzednimi wcieleniami, a także być może przyszłymi. My zagubione jesteśmy, czy odnajdziemy spokój? Czy jesteśmy zgubione i potępione na zawsze? Nic nie zrobiłyśmy przecież. Chciałyśmy tylko żyć jak najdłużej, prawda? O tak, jak najdłużej. Ty masz szansę na życie, jakie nam nie było dane, teraz mamy szansę na nowe życie.


Gdy tak mówiły podchodziły do Niny coraz bliżej. Kiedy były już przy niej położyły dłonie na ramionach. Rozbłysło światło i Nina została sama. Czuła, że chyba postradała rozum. Nie wiedziała co teraz ma zrobić. Z każdą upływającą chwilą narastało uczucie zagubienia i skołowania.



Od trzech godzin Valentyn patrzył jak lekarze walczą o życie dziewczyny. Czuł jak ogarnia go strach o życie niewolnicy. W końcu jej stan się unormował. Lekarka opiekująca się nieznajomą, teraz wyszła i stanęła przed demonem.


- I co z nią będzie?


- Nie mamy wystarczająco dużo Hiuralu. Zapasy się kończą, a ona nie odzyskuje przytomności. Gdyby udało się podać jej więcej leku to wszystko byłoby w porządku, ale lek skończy się za...... - spojrzała na zegar ścienny – wskazywał trzecią nad ranem. – Za dwie i pół godziny. Musimy ją odżywić inaczej nie uda nam się jej odzyskać. Jest bardzo wyczerpana.


- Gdzie można zdobyć ten cały Hiural?


Kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Zmierzyła go uwaznym spojrzeniem od góry do dołu. W jego twarzy malowała się determinacja. Lekarka nie miała pojęcia dlaczego tak bardzo zależy mu na ludzkiej kobiecie, ale mimo to skinęła głową i powiedziała:


- Musi pan pojechać w kilkanaście miejsc – z fartucha wyjęła kartkę i długopis. – Zapisałam tu kilka adresów, proszę je sprawdzić – podała mu kartkę. Niech pan powoła się na Harikę Zuku. To panu pomoże przetrwać.


Valentyn wybiegł z budynku i udał się do pierwszego miejsca z listy.


Pod adresem od lekarki znajdował się bar „ Jaskinia Lwa". W środku było pełno ludzi i demonów. Szpakowski rozglądał się stojąc na schodach. Ludzie i demony bawiące się razem. Dziwny widok. Na ścianach były kinkiety dające słabe światło. Valetyn w półmroku widział bar po lewej stronie i scenę naprzeciwko wejścia. Przy barze ustawiono krzesła a na środku sali czarno- białe stoliki z czterema krzesłami. Jedni tańczyli na parkiecie, a inni siedzieli słuchając i popijąć niezliczone ilości alkoholu.


Zszedł powoli ze schodów w czarnym płaszczu, łopoczącym za nim. Podszedł do baru i usiadł na jednym z wolnych krzeseł.


- Szukam Hiuralu? Masz może trochę? – spytał barmana przeszywając go lodowatym spojrzeniem. – Przysyła mnie doktor Zuku. Bardzo go dla kogoś potrzebuje.


- Nie mam, ale wiem gdzie można go dostać – odpowiedział barman. – Mówisz, że znasz doktor Zuku. Ale ona nie zadaje się z demonami.. unika ich jak ognia wampiry- mątwy. Wybacz, ale nie pomogę ci..


- Gadaj natychmiast ty plugawy gnojku – warknął i złapał go za koszulę,


W klubie zapanowała cisza. Z głośników płynęła muzyka, ale nikt nie śpiewał. Wszyscy patrzyli z przerażeniem na rozgrywającą się scenę.


- To co powiesz czy mam ci przedstawić „Pana Nożyka"? – to powiedziawszy wyciągnął z kieszeni nóż ostry jak brzytwa.


- Co tu się wyprawia? – rozległ się groźny, niezadowolony głos.


Na schodach stał czarnoskóry demon o przeraźliwie żółtych oczach, wielkim rogu na środku czoła i długimi palcami. Ubrany w zielono-czerwony strój z krawatem oraz czarne eleganckie spodnie.


– Proszę go natychmiast puścić albo każę moim ludziom w tym panu pomóc.


Valentyn puścił barmana i odwrócił się w stronę nieznajomego.


- Kim jesteś nieznajomy? I Czemu atakujesz barmanów w moim klubie? – spytał właściciel, schodząc po schodach.


- Szukam Hiuralu, doktor Zuku go potrzebuje – odpowiedział Valentyn i ruszył w stronę wyjścia. – Ale chyba go tu nie ma.


- Nie mylisz się, ale wiem gdzie można go znaleźć – właściciel klubu uśmiechnął się do niego. – Proszę za mną. Więc powiadasz, że znasz doktor Zuku? Co tam u niej słychać?


- W porządku – odpowiedział i został zaproszony do elegancko ozdobionego gabinetu.


Valentynowi rzucił się w oczy portret właściciela klubu, z piękną kobietą o ciemnych włosach i ostrych rysach twarzy, zawieszony nad fotelem, na którym ten usiadł. Kobieta na portrecie wydawała się być człowiekiem.


- No cóż, to pomoże mi pan znaleźć lekarstwo? Szczerze przyznaję, że mi się trochę spieszy. Będzie pan miał u mnie dług wdzięczności. Jestem prywatnym detektywem – powiedział i wręczył mu wizytówkę.


Zapadła cisza. Demon wziął od Valentyna wizytówkę i przez chwilę obracał ją w palcach.


- Pomogę panu – zdecydował wreszcie. – Musi pan udać się do Urgali, to oni tworzą to czego pan potrzebuje. Niech pan uważana na siebie, są bardzo niebezpieczni. Bardzo pilnie strzegą swoich sekretów. I nie są przychylnie nastawieni do świata.


- Dziękuję panu bardzo. Do widzenia.



Nina szła korytarzem nikogo nie spotkała, było tutaj tak przerażająco cicho. Niespodziewanie z góry spadły ostre metalowe szpikulce. Dziewczyna rzuciła się wprzód. Otarła z czoła pot. Wstała i pobiegła dalej. Biegła i biegła, gdy ściany zaczęły się przybliżać krzyknęła z przerażenia, ale nie pozwoliła sobie na przerwanie sprintu. Kiedy myślała, że ściany ją przygniotą, spostrzegła przed sobą jasne ostre światło. Wybiegła z korytarza.


Poczuła, że znów spada. Światło ją oślepiało, nie wiedziała gdzie jest dół, a gdzie góra. Zdawało się jej, że spada tak w nieskończoność, gdy poczuła twardą, zimną, śliską powierzchnię pod sobą. Zamrugała kilka razy, by coś zobaczyć. Kiedy odzyskała zdolność widzenia, podniosła się. Stała w wielkim, jasnym pomieszczeniu. Naprzeciwko niej, na podwyższeniu, na wielkich krzesłach siedziało sześcioro osób: czworo kobiet i dwóch mężczyzn. Anioły i demony.



Tymczasem Valentyn dotarł do wioski Urgali. Wioska znajdowała się w opuszczonej i ponurej części Miasta Słońca. Urgale zamieszkali zniszczone kamienice i domy jednorodzinne. Meli tam też nocne kluby i bary. Wioska w nocy wyglądała zapewne czarownie. Wschodził nowy dzień. Na ulicach było pusto, tylko gdzieniegdzie można było dostrzec demony, które wracały do swoich domów lub właśnie z nich wychodziły.


Czarny samochód jechał powoli pokonywał kilometry.


Według wskazówek właściciela nocnego klubu, lekarstwo można dostać od kapłanów w świątyni, która znajdowała się zawsze w centralnym miejscu obozowiska. Samochód zatrzymał się przy jednym z barów. Gdy Valentyn wysiadał, na ulicy zrobiło się nagle tłoczno.


- Brać obcego! – wykrzyknęły demony o jasnej cerze i ostrych igłach wystających z twarzy.


Urgale byli dobrze umięśnieni i szybcy. Nim Szpakowski zdążył zrobić jakikolwiek ruch, został uderzony z tak potężną siłą, aż odrzuciło go na dwa metry. Kiedy się podniósł zadał cios nadbiegającemu przeciwnikowi. Ten zatoczył się do tyłu. Valentyn atakował, robił uniki. Po dwudziestu minutach wszyscy leżeli pozbawieni przytomności.


W tym momencie zza rogu wyszło kilkunastu uzbrojonych w łuki i miecze żołnierzy. Valentyn chciał już walczyć, ale w tym momencie tłum żołnierzy rozstąpił się i przed detektywem stanęło troje demonów w czerwonych pelerynach. Z pod szat wystawały bransoletki, które oplatały całe dłonie, tworząc niesamowicie mistyczne wzorki.


- Brawo, brawo – odezwał się środkowy z kapłanów bijąc brawo i uśmiechając się przyjaźnie. – Pokonałeś mój lud.


- Wy jesteście Najwyższymi Kapłanami Urgali? – zapytał.


- Zgadza się. Czego od nas żądasz?


- Nie żądam lecz proszę o pomoc. Potrzebuję Huralu. Możecie go dla mnie przygotować?


- Możemy – odezwał się kapłan z prawej strony, okazał się być demonicą.


- Jednak nie za darmo – dodał przywódca pozostałej dwójki. – Jesteś prywatnym detektywem, prawda? Jesteś niezwykły, ponieważ pomagasz i ludziom i demonom.


- Czego ode mnie oczekujecie? Zrobię wszystko czego chcecie.


- Na razie nic od ciebie nie chcemy, ale nadejdzie taki dzień kiedy przybędziemy i odbierzemy zapłatę za nasze usługi.


- Niech będzie, ale zróbcie w końcu to lekarstwo – zgodził się niecierpliwie.



Wszystkie osoby siedzące na krzesłach miały skrzydła. U kobiet były one białe, piękno lśniące – niezwykle urodziwe i jasne. Wydawały się być młodsze od Niny. Ich ciała okrywały błękitne szaty zakrywające piękną figurę. Demony były natomiast ich przeciwieństwem. Skrzydła skrywała czarni, tak jak oczy i włosy. Byli ubrani w czarne szaty. Kiedy kobieta spojrzała w oczy największemu, nic w nich nie ujrzała. Była tam nicość.


- Kim.... Kim wy jesteście? Co to za miejsce? – zapytała Nina wycofując się ze strachu. Czuła w oczach wilgoć. Mrugała aby się nie rozpłakać.


- Jesteśmy Trybunałem Tworzących – odezwała się jedna z tych olśniewających kobiet. Ta siedząca obok przerażającego mężczyzny-demona. – Nie bój się to jest Niebiańska Twierdza. Ściągnęliśmy cię w to miejsce, ponieważ jesteś wyjątkowa..... pełnisz ważną rolę w naszym planie – podeszła do Niny i otarła łzę z oczu. – Masz zadanie do wykonania.... Jednak to od ciebie będzie zależało czy się go podejmiesz i je wykonasz.


- My damy ci tyko większe szanse na przetrwanie – odezwał się przywódca demonów.– Wyszkolimy cię.


Jego głos był głęboki i mroczny. Odbijał się bolesnym echem w głowie kobiety. Upadła na kolana trzymając się za nią.


Otworzyły się wielkie drzwi, które były otoczone mgłą. Weszły przez nie trzy zielone, duże potwory w zbrojach. Stanęły po obu stronach ścian w równym rzędzie.


- Witaj na treningu. Zaczynajcie.



Tworzenie eliksiru zajęło pół godziny. Teraz gdy miał go przy sobie pędził do szpitala. Zostało mu już nie całe pół godziny, aby uratować kobiecie życie. Był nowy słoneczny dzień. Na ulicach zaczynało robić się tłoczno od samochodów wiozących demony do pracy. Po chodnikach szło dużo demonów i ich niewolników. Wszyscy się gdzieś spieszyli.


Valentyn pędził przez miasto. Zostało mu mało czasu.


Zahamował przed szpitalem. Dopiero wtedy zobaczył, że w tej dzielnicy jest mniejszy ruch. W ogóle go nie było. Gdzieś pomiędzy budynkami przebiegły ludzkie dzieciaki.


Wbiegł do budynku i w pierwszej chwili myślał iż się pomylił. Na krzesłach i przy okienku z recepcją znajdowali się ludzie, teraz zamarli z przerażenia na widok demona. Dotarło do niego, że to jest poczekalnia, a ludzie to pacjenci.


Kiedy maszerował szybkim krokiem przez korytarz, słyszał za sobą ciche szepty zdziwienia, czuł na sobie nieśmiałe spojrzenia. Jednak nie zwracał na nie uwagi. Nie miał czasu na zajmowanie się głupimi, ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Dotarł na trzecie piętro i szybko znalazł doktor Zuku.


Zajmowała się akurat jakimś starszym mężczyzną z rozcięciem nad łukiem brwiowym. Zapukał w drzwi, żeby zwrócić jej uwagę.


- Proszę się nim zająć, ja muszę coś zrobić – powiedziała Zuku do jednej z koleżanek i szybko podeszła do niego. - Udało się to panu zdobyć?


- Tak.


Gdy podał jej flaszeczkę z pomarańczowym płynem dodała:


- W samą porę.


Przyspieszyła kroku. Weszła do trzeciej sali i zamknęła za sobą drzwi. Po jakimś czasie ze środka wyszła pielęgniarka, która dyżurowała, gdy doktor została wezwana do innego przypadku.



Nina nie wiedziała ile czasu już tak walczy z napastnikami, ale zdawało się, że im dłużej z nimi walczyła tym lepiej sobie radziła. Była to prawda. Nie znajdowała się już w Niebiańskiej Twierdzy, lecz na jej dziedzińcu, gdzie pobierała naukę sztuki walki wręcz i mieczem. Gdy pokonała ostatniego z przeciwników pozbawiając go głowy. Cały obraz zamazał się.


Nina znów spadała, ale tym razem bała się. I miała wrażenie jakby coś przyciskało ją do ziemi, gniotło w żelaznym uścisku dłoni. Dokoła latały białe ptaki lub promienie o kształtach kobiecych głów bez twarzy.


Leciała tak długi czas.


Otworzyła oczy. Było ciemno, pachniało środkami dezynfekującymi. Ciało miała jakieś dziwne. Jakby przez bardzo długi czas z niego nie korzystała. Próbując wstać, przeszył Ninę ból. Skrzywiła się i opadła z powrotem na poduszki. Ciemność i cisza wydawały się straszne i groźne. Wprowadzały w poczucie jakby cały świat zamarł.


Postanowiła wypróbować pozostałe części ciała. Poruszyła z trudem lewą ręką, a po tym drugą. Wiedziała, że wszystko z nią w porządku. Nagle na korytarzu usłyszała kroki i głosy. Zerwała się na równie nogi i ukryła się za drzwiami.


- Mówisz, że jak zaglądałaś do niej to było wszystko w porządku? – usłyszała kobiecy, miły głos.


- Tak, spała. – odpowiedział jej drugi.


Obie kobiety weszły do sali i stanęły jak wryte. Nina nie zdążyła nic zrobić, bo na korytarzu wybuchł pożar. Słyszała krzyki i jęki. Obie kobiety popatrzyły na siebie przerażone i ruszyły z powrotem. Nina odczekała chwilę i ruszyła w ślad za nimi. Zrobiła zdziwioną minę. Płomienie lizały tylko ściany. Cały środek korytarza pozostał nietknięty. Ludzie krzyczeli i uciekali w popłochu. Niektórzy wpadali popchnięci przez innych na ścianę ognia i stawali w płomieniach. Rozpaczliwy krzyk konających na długo zostanie w murach tego budynku i w sercu Niny.


Pacjenci biegli w kierunku wyjścia. Jednak kobieta miała wrażenie jakby coś ciągnęło ją w przeciwną stronę. Kiedy biegła ludzie patrzyli i wołali za nią, żeby zawróciła, ale ona nie mogła tego zrobić. Zamiast tego zbiegła na dół po schodach na drugie piętro. Poręcze stały w ogniu. Kiedy weszła do piwnicy, ujrzała wielkiego potwora całego w ogniu podobnego do ptaka.


- Hej, co ty wyprawiasz? Chcesz to wszystko spalić? – zapytała, sama dziwiąc się za swej odwadze.


Nie odpowiedział. Rzucił się na nią. Nina zrobiła unik. Wymierzyła mu solidnego kopniaka z pół obrotem, a następnie serię kopnięć i uderzeń z pieści. Kiedy miała wymierzyć mu następny cios, ten chwycił ją za gardło i odrzucił. Nina poleciała w stronę ściany. Potwór wykorzystał to i rzucił się do ucieczki.


Goniła go, a gdy wybiegła przed budynek ujrzała tylko jak rozpościera wielkie ogniste skrzydła i odlatuje w promieniach księżyca.



- Co się tu dzieje? – odwróciła się w stronę z której usłyszała głosy oburzenia. Ujrzała  trójkę demonów. Jednego z nich znała, był nim ten który ją kupił. Pozostała dwójka to kobieta o jasnych, długich włosach, długich szponach. Na całym ciele miała mityczne znaki. Na ramieniu zawieszony był miecz


Drugi z mężczyzn miał na sobie długi, czarny płaszcz. Na twarzy miał mityczne znaki, w białym kolorze, świetnie kontrastującym z jego ciemną cerą i brązowymi oczami, dużymi jak dwa spodki.



Valentyn rozglądał się zaskoczony wokół siebie. Szpital płonął, a pacjenci stali naprzeciwko niego. Na schodach stała młoda kobieta i wpatrywała się w niego. Po chwili z tłumu ludzi wyszła pani doktor i podeszła do niego.


Wyglądało na to, że jest cała.


- Nie mam pojęcia co się tutaj stało. Niektórzy lekarze widzieli wielkiego, ognistego ptaka, który leciał w stronę piwnic. Gdy zaczął się pożar uciekliśmy, a gdy staliśmy wdzieliśmy wielkiego, ognistego ptaka, który wyleciał z budynku, a za nim wybiegła pańska niewolnica.


Spojrzał zdumiony w stronę młodej kobiety.


- To jest moja niewolnica? – spytał zaskoczony. – Myślałam, że jest w ciężkim stanie.


- Bo tak było. – powiedziała Zuku zerkając na dziewczynę z niepokojem. – Ale jak widać doszła do siebie.


- W takim razie zabieram ją ze sobą – postanowił.


W tym momencie na horyzoncie pojawiły się służby pożarne. Służby pożarne to po prostu demony wody, które potrafiły kontrolować ją i wytwarzać.


Nina podeszła do stojących i zwróciła się do kobiety:


- Przepraszam za to zamieszanie. Dziękuję, że się mną pani zajęła. Czuję się już dobrze......- urwała w pól zdania.


Szybko odwróciła się w stronę płonącego budynku. Długo wpatrywała się w tamtą stronę.


- Nina, wszystko w porządku? – spytała kobieta kładąc je rękę na ramieniu.


- Nie... on tu jest.... Ale dlaczego ty tu jesteś... nie powinno cię tu być.


W tej chwili rozbłysło mocne, jasne światło i całej czwórce ukazała się postać młodego mężczyzny o jasnych włosach, wychudłej, zmęczonej twarzy.


- Jestem tu, bo mnie potrzebujesz, siostrzyczko – odezwał się zachrypniętym głosem. – Stoisz przed ważnym wyborem, ale ty już go przecież podjęłaś, prawda?


- Co wy z tym wyborem, a ja nie mam wyboru! Więc o jakim wyborze jest mowa?


- Pamiętasz, że jak miałaś dwa lata odczytałaś hericko-jermicki napis?- pokiwała przecząco głową. – Jesteś wyjątkowa i każdy to wie oprócz ciebie. Jako jedyna z żywych dostałaś szansę współpracy z demonicznymi detektywami... pytanie czy ją wykorzystasz? Jeśli nie chcesz tego zadania, pozostaje jeszcze to – w wyciągniętej dłoni trzymał srebrny nóż. – wiem jak bardzo boisz się tego co cię czeka. Wiem tez, że jesteś dobrą osobą.


- Ale ja już dokonałam wyboru – powiedziała i wyciągnęła z jego reki nóż. – Nie mam zamiaru jeszcze umierać, a czuję, że moja nowa przyszłość nie może być znowu taka zła. W końcu znam wiele demonów, którzy byli dla mnie myli i którzy pomagali mi po waszym odejściu. Wybieram swoją nową przyszłość.


- Tak myślałem – uśmiechnął się do niej uśmiechem, pełnym miłości. – Proszę.


Z drugiej dłoni podał jej obrożę. Wzięła ją i założyła na szyje.


Kelvin zniknął w ten sam sposób w jaki się ukazał.


Nina spojrzała na demony i zapytała tylko:


- Idziemy?


- Tak, chodź – odpowiedział ten o ciemniejszej cerze.


Kilka godzin później, cała trójka stała przed starym, dużym budynkiem. Nina została poprowadzona na drugie piętro, które okazało się biurem i mieszkaniem jednocześnie.


- Twoja sypialnia jest tam – oznajmił Valentyn i wskazał drzwi w kącie na ukos od drzwi wejściowych, naprzeciwko okna. – Gdy się rozpakujesz przyjdź to powiem ci co będzie należeć do twoich obowiązków.


Kobieta szybko pokiwała głową i podeszła do wskazanych drzwi. Gdy je za sobą zamknęła oparła się o nie i zamknęła oczy. Cały strach, który czuła od czasu kiedy została sprzedana teraz w niej eksplodował. Osunęła się po drzwiach przysunęła kolana i ukryła twarz. Płakała. Nie wiedziała jak sobie poradzi w nowej sytuacji i czy jeszcze kiedyś zobaczy swoich znajomych i przyjaciół. Co teraz z nią będzie? Wiedziała, że nie może się załamać, bo nie będzie z niej pożytku, ale nic nie mogła na poradzić.


„Czy znów zobaczę kiedyś Lunę, zawsze była uśmiechnięta i pełnia życia? Jak sobie beze mnie poradzą dzieciaki, którymi się opiekowałam? Dość użalania się nad sobą, dasz sobie radę, i oni tez muszą. Jak tylko będę mogła to do nich wrócę, obiecuję".


Podniosła się z klęczek i otworzyła oczy. Znajdowała się na podwyższeniu, z którego schodziło się do pomieszczenia pogrążonego w półmroku. Pokój w surowym stanie. Znajdowało się tu tylko jedno małe okno, nie było podłogi ani tapet. Zamiast łóżka materac.


Kobieta zeszła ze schodów i położyła walizkę przy ścianie obok materaca. W półmroku dostrzegła, że obok materaca postawiono lampkę podłączoną do kontaktu. W drugim końcu pokoju majaczyły jakieś urządzenia. Kiedy do nich podeszła okazało się, że są to pralko-suszarka i zmywarka do naczyń.


- Widać jest to coś w rodzaju pralni. Super Nina, naprawdę super. Nieźle się wpakowałam – mruknęła i wyszła zamykając za sobą drzwi.





Witajcie, Moi Drodzy,
Przychodzę do Was z nowym rozdziałem...... Długimi i emocjonalnym. Wreszcie Nina poznała swojego nowego właściciela, spotkała duchowe spotkanie z posłańcami Najwyższego (ta postać pojawi się dopiero w drugiej części), została wyszkolona i podjęła się zadania. Na czym ono bedzie polegało? Ktoś ma pomysł?
Chciałam podziękować za komentarze i gwiazdki. No i poprosić o więcej.
Cieszę się i ogromnie raduję, że moja opowieść przypadła Wam do gustu,  Drodzy Czytelnicy.
Do następnego i serdecznie pozdrawiam Irma55.

Comment