Rozdział 18

Wszechogarniający mrok . Jest tak gęsty, że zdaje się składać z kilkudziesięciu warstw. Jednak, gdy uważne oko przyjrzy się dokładniej, to wśród ciemności może uda mu się dostrzec coś ukrytego. A kiedy już dojrzy ukryty w mroku sekret, to zobaczy unoszące się w niebycie bezwładne ciało. Wytrwałemu obserwatorowi nie zajmie dużo czasu dostrzeżenie iż ciało spowijają czarne, wąskie sznurki, które uniemożliwiają jakikolwiek ruch. Sznurki falują i nikną w ciemnościach.



Valentyn siedział przy biurku pochylony nad papierami. Był tak bardzo skupiony na swym zajęciu, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę z pukania. Szybkimi, nerwowymi ruchami przykrył dokument innymi. Nie chciał aby ktokolwiek dowiedział się o jego planach. Uważał, że to źle wpłynie na wniosek, który chciałby złożyć.


- Proszę – powiedział spokojnym głosem, prostując się na krześle. Miał dzisiaj umówione spotkanie z nowym klientem lecz do gabinetu nie wszedł oczekiwany przez demona gość. – Sitros, co ty tutaj robisz?


- Przyszedłem aby z tobą porozmawiać - odpowiedział demon zamykając za sobą drzwi. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.


- Nie, oczywiście, że nie – stwierdził z lekka zaskoczony Valentyn. – Jestem tylko zaskoczony twoim widokiem. Myślałem, że po tej całej akcji z Ognistym będziesz chciał trochę odpocząć.


- Oj chciałbym, chciałbym – mruknął Sitros zajmując miejsce naprzeciwko Valentyna. – Sęk w tym, że nie mamy za wiele czasu. Musimy się wreszcie przestać bawić z Ognistym w kotka i myszkę. Trzeba zacząć działać, a nie być ciągle zaskakiwanym.


- I co w związku z tym? – zapytał Valentyn nie do końca rozumiejąc.


- Poczekaj, zaraz do tego dojdziemy – oznajmił Sitros z dziwnym uśmiechem. – Mogę cię o coś zapytać?


- No, jasne –odpowiedział z wahaniem Valentyn.


- Co jest między tobą, a Niną?


Valentyna zatkało. Sitros zaskoczył go swoją bezpośredniością.


- Wybacz, jeśli wyszło niezręcznie – powiedział Sitros zawstydzony drapiąc się po głowie. –Moja żona ciągle powtarza mi, że brakuje mi taktu. Powiem tak, nie interesuje mnie to na gruncie prywatnym lecz szerszego kalibru. – Valentyn patrzył na niego baranim wzrokiem. – Ech, to co chcę ci powiedzieć nie każdy powinien usłyszeć. Lecz mam wrażenie, że z jakiegoś powodu zależy ci na tej dziewczynie. Nie wiem czy to iż się spotkaliście było waszym przeznaczeniem czy przypadkiem, ale tak się stało. Teraz pytanie zasadnicze: czy jesteś w stanie zaakceptować to co ci właśnie powiem?


W tym samym czasie Silvan pojechał do szpitala by odebrać Ninę.


Dziewczyna ostrożnie pokonała ostatni stopień schodka i stanęła na chodniku. W chłodnym, zimowym słońcu rozglądała się za kimś znajomym. Z każdą upływającą sekundą czuła się coraz gorzej, bo wyglądało na to, że nikt po nią nie przyjechał. Nagle ogarnęła ja radość, bo pod szpital podjechał znajomy pick-up. Gdzieś w sercu poczuła ciepło na myśl, że znów go zobaczy, ale zaraz zawstydziła się swoimi myślami. Przecież ona jest niewolnicą, a on jej panem. To uczucie nigdy nie miało prawa się narodzić. Nigdy nie powinna poczuć tego co poczuła. W szczególności po tym jak ją potraktował. Jak mogła coś do niego czuć, skoro Valentyyn tak bardzo ją skrzywdził. To przecież przez niego znalazła się w szpitalu i o mało nie umarła.


- Hej, Nina – usłyszała głos z wnętrza samochodu. – Wsiadaj, bo zimno jest.


Ogarnęła ją ulga, bo głos nie należał do Valentyna tylko do Siolvana. Chwiejnie podeszła do samochodu i wsiadła przytrzymując się otwartych drzwi pasażera. Spojrzała na Silvana zaskoczona.


- Wybacz, ale Valentynowi nie udało się wyrwać z biura – powiedział odpalając silnik i prawie natychmiast ruszając.


Nina spojrzała na niego zaskoczona, szybko zamykając drzwi. Z nieba padał deszcz ze śniegiem. Przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza. Jasnowłosa kobieta bardzo liczyła na spotkanie z Valentynem. Dojrzała do tego aby przyznać się przed samą sobą, że się za nim stęskniła. Ucieszyła się, kiedy odwiedził ją z pozostałymi, chociaż wtedy złapała się na tym, że pragnęła aby był sam.


- Niewiele pamiętam z tego co się wydarzyło – zagaiła nieśmiało Nina.


- Jak chcesz to mogę ci to pokrótce streścić – stwierdził Silvan ze wzruszeniem ramion. – A nie powiem żebyśmy narzekali na nudę.


- Byłabym bardzo wdzięczna – oznajmiła Nina.


W drodze do biura Silvan opowiadał o wydarzeniach jakie miały miejsce. Zła pogoda wzmogła się jeszcze bardziej. Zdawało się jakby zimna nie zamierzała jeszcze odpuścić.


Valentyn stał zamyślony wpatrując się w szalejącą ulewę. W ręce trzymał zaadresowaną kopertę, którą powinien był wysłać lecz nagle ogarnęły go wątpliwości. A co jeśli ci z komisji coś zaczną podejrzewać? Zastanawiał się czy jego uczucie jest aż tak bardzo widoczne. Wydawało mu się, że lepiej się maskuje. W końcu Nina niczego się domyśliła. Miał nadzieję, że i pozostali przyjaciele pozostawali w nieświadomości. Mimo, że znał ich trochę, to bał się jakby zareagowali na uczucie - zakazane uczucie.


Westchnął, zgarnął z krzesła czerwoną kurtkę z kapturem i wyszedł w deszcz. Na pocztę nie było daleko, a demon chciałby mieć to już jak najszybciej za sobą. Przecież dawno podjął decyzję, więc skąd te wątpliwości. Postanowił dać sobie na razie spokój i zrobić co miał zrobić.


Ze zdenerwowania nie wziął nawet samochodu. Nim dotarł na pocztę cały zmókł.


Z ulgą wrzucił kopertę do skrzynki pocztowej.


Przeszłość


Hańka nie miała dzisiaj najlepszego nastroju i cieszyła się z wolnego. Dzisiaj przypadała także dziewiętnasta rocznica śmierci Hugo. Stała w deszczu nad grobem swojej pierwszej miłości. Zdała sobie sprawę, że wciąż czuła to samo co wtedy, kiedy spotkali się po raz pierwszy.


Tak naprawdę to ona zobaczyła go pierwsza, kiedy pewnego, jesiennego dnia przyjechała do domu rodziców ze szkoły z internatem. Rzadko miała okazję odwiedzać rodziców. Nauka była zawsze na pierwszym miejscu. Życie osobiste nigdy nie było zbyt istotne i barwne. Jako nastolatka Hańka nie należała do osób, które brylują w towarzystwie. Wiedziała czego chce od życia – jak się później miało okazać to rodzice w dużej mierze zdecydowali w jakim kierunku ma podążyć życie dziewczyny. Nie do końca im to wyszło, ponieważ Hańka należała do osób, które nie lubią, gdy ktoś decyduje za nią. Chociaż o tym dowiedziała się troszeczkę później.


Zobaczyła go, kiedy jechała do domu z ojcem. Zapytała go wtedy kim jest. Ojciec wzruszył tylko ramionami i oznajmił, że nowy niewolnik. Hańki nie zdziwiła obecność kogoś nowego w gospodarce, bo prawie zawsze kiedy przyjeżdżała do domu pojawiał się ktoś nowy. Po jakimś czasie znikali. Nigdy nie pytała co się z nimi działo. Nigdy ją to też specjalnie nie interesowało. Jak nie ten to następny. Nie przywiązywała do tego jakieś specjalnej wagi. Jednak w tym niewolniku było coś takiego, co zauroczyło ją od pierwszego wejrzenia. Nie wiedziała mianowicie co to jest ale od tej pory nie umiała przestać o nim myśleć.


Złapała się na tym, że poszukiwała z nim kontaktu.


Przez wiele miesięcy obserwowała go pragnąć poznać mężczyznę bliżej. Cierpiała, kiedy musiała wyjeżdżać i czuła się jak zombie, kiedy uczęszczała na zajęcia, i ożywała znowu gdy wracała do domu i mogła go znowu zobaczyć.


Wreszcie stało się coś niesamowitego i niespodziewanego. Pamiętała to jakby to stało się zaledwie wczoraj. To zdarzyło się pewnego wieczoru w zimowy wieczór. Wracała do domu z zakupami. Były ciężkie. Nadal prześladuje ją myśl o ich ciężarze. Już traciła nadzieję, że da radę donieść siatki do domu, kiedy z zarośli wyłonił się nieznajomy. Przestraszyła się i upuściła zakupy.


- Przepraszam nie chciałem panienki przestraszyć – usłyszała znajomy, piękny głos. Wcześniej kilka razy słyszała jak rozmawiał z ojcem czy matką. Jej ciało oblało się gorącem, kiedy uświadomiła sobie, że jej nieosiągalna miłość właśnie ma szansę się iścić. – Ojciec panienki wysłał mnie abym panienkę odnalazł. Zbliża się burza – oznajmił.


- To dobrze, bo myślałam, że nie doniosę tych siat – wycharczała Hańka nie swoim głosem.


Razem pozbierali wysypane zakupy i pospiesznie ruszyli. Panowała niezręczna cisza.


- Jak się nazywasz? – zapytała Hańka przerywając milczenie.


- Vin – odpowiedział niewolnik.


Wspomnienie odbijało się w głowie demonki, kiedy szła w deszczu i mgle opustoszałym cmentarzem. Tak naprawdę nie wiedziała kto pochował niewolnika. Jest niepisana zasada, że zabitych niewolników nie chowano, a raczej zakopywano, a w skrajnych wypadkach porzucano w odległych od zamieszkałych siedlisk lasach, by zwierzyna miała pożywkę. Kiedy odwiedziła cmentarz w zeszłym roku,, jeszcze nie było nagrobka ani tabliczki z imieniem. Przez chwilę rozważała tę zagadkę, ale w sumie nie ważne było kto i dlaczego to zrobił, ale sam fakt iż zostało to uczynnione sprawił jej przyjemność.


Zatrzymali się przed wejściem. Nina ostrożnie odpięła pas i nacisnęła klamkę. Nim zdążyła jednak wysiąść pojawił się Silvan z parasolką. Dziewczyna spojrzała na demona zaskoczona.


- Nie chcemy przecież żebyś zanadto zmokła – stwierdził Silvan.


W jego głosie było jednak coś dziwnego, ale Nina nie mogła dojść do tego co ją zaniepokoiło. Postanowiła dać sobie spokój i przyjąć miły gest demona. Zdawała sobie sprawę, że wciąż jest na przegranej pozycji. Wciąż pozostawała zniewolona, a przypominała jej o tym obroża na szyi.


Razem podeszli do drzwi biura, kiedy usłyszeli wołanie za plecami. Ninę przeszedł dreszcz z powodu znajomego głosu. Sama nie wiedziała czy to z radości czy raczej ze strachu. W pamięci nadal pozostawały przykre wspomnienia. I chociaż wiedziała, iż to nie był Valentyn, to nadal nie potrafiła się z tymi uczuciami poradzić. Pozostawała tylko nadzieja, iż to mnie, a relacje między nimi na nowo się odbudują. Nina wzięła głęboki wdech i odwróciła się na pięcie, minimalnie wolniej od Silvana.


- Nina! Silvan! – krzyczał Valentyn zbliżając się do czekających. – Cieszę się, że jesteście – dodał ciszej, kiedy podszedł bliżej. – Wchodźcie – oznajmił, otwierając drzwi. - Strasznie zmokłem - stwierdził wspinając się po schodach.


- A gdzie reszta? – zapytał Silvan.


- A, no tak - Valentyn zaśmiał się pod nosem. – Zapomniałem ci rano powiedzieć, że zamierzam dać wam wolne na tydzień. Myślę, że wszystkim nam należy się odpoczynek po tych przeżyciach.


- Tak, masz rację – zgodził się z nim Silvan. – W takim razie będę się zbierał.


- Miłego wypoczynku – rzucił Valentyn do przyjaciela, który zniknął już w drzwiach.


Siedemdziesiąt trzy lata wcześniej.


Słoneczne Miasto.


W pewnej restauracji na obrzeżach miasta młody demon empata zastanawiał się nad sensem twojego życia. Po raz kolejny porzucił mało interesującą i bezcelową pracę w przedsiębiorstwie hutniczo-budowlanym. Nie miał zamiaru reszty życia spędzić pod ziemią lub na budowach. I tak wytrzymał tam najdłużej. Ponad cztery miesiące, niewiele brakowało i zacząłby piąty.


- I co znowu ci nie wyszło? – zapytała znajoma demonka muzyki. Była najmłodsza z sześciorga rodzeństwa. Była córką właścicieli knajpy. Rodzice pokładali w Soki ostatnie nadzieje na przejęcie po nich biznesu. Pozostała piątka, gdy osiągnęła odpowiednio wybywała z domu. Pozbawiała tym samym złudzeń rodziców i raniąc ich serca.


Młodej demonce to nie przeszkadzało, a można by nawet rzec, że było na rękę. Pozbawiało konkurencji. Nie mogła jednak liczyć na wsparcie z ich strony.


Soki pracowała u rodziców od piętnastego roku życia. Teraz miała czterdzieści trzy lata. Silvan zaczął przychodzić do restauracji jakieś pól roku temu. Odpowiadało mu towarzystwo i atmosfera lokalu. Ona nie wiedziała dlaczego wybrał ich restaurację jako sanktuarium smutków. Zawsze jednak stresowała ją jego obecność. Nie znała przyczyny tej przypadłości, miała się dowiedzieć przyczyny, w dalekiej przyszłości. Stres wywoływało u demonki dziwne zachowanie demona.


Mianowicie siadał zawsze w tym samym miejscu. W drugim rogu naprzeciwko drzwi wejściowych i bezustannie obserwował z pod rzęs wchodzących. Na początku Soki myślała, że na kogoś lub na coś czeka, ale później zwątpiła. Od tego zimnego i mało wymownego spojrzenia przechodziły Soki ciarki. I tym razem było podobnie.


Silvan zamówił kilka drinków i lustrował otoczenie. Wściekłość płonęła w jego wnętrzu. Sam nie wiedział czego tak naprawdę chce. I to go tak bardzo denerwowało. Nie widział właściwego celu. Miał wrażenie, że błądzi po omacku, a celu życia nigdzie nie ma. Chciałby znaleźć pracę, w której by się rozwijał, realizował i spełniał. Uważał, iż w tych wszystkich pracach marnował swój potencjał. Nie wszyscy jednak podzielali jego zdanie. Większość pracodawców była zawiedziona jego rezygnacją.


Tamtego dnia stało się jednak coś niespodziewanego.


Zawiał silny wiatr, który otworzył drzwi restauracji, a przez nie wleciało poranne wydanie tygodnika. Upadło akurat przy stoliku Silvana. Zaskoczony demon podniósł gazetę. Musiał zamrugać kilkakrotnie, bo od wypitego alkoholu obraz rozmazywał mu się przed oczami. Przewrócił kilka stron i trafił na rubrykę z ogłoszeniami o pracę. Już miał rzucić ze złością gazetą na stół, kiedy dostrzegł nagłówek: „Poszukuję rezolutnego i uzdolnionego empaty do pracy roli detektywa". Zabrał gazetę i bez pożegnania wyszedł z knajpy.


Następnego dnia, gdy doszedł do siebie, zadzwonił i umówił się na spotkanie.


' 'Tak zaczęła się przygoda w biurze, a później przyjaźń Silvana i Valentyna.


Czasy obecne


Słoneczne Miasto.


Nina cieszyła się z powrotu, ale jednocześnie czuła się jakoś nieswojo. Stała w tym samym miejscu, w który zostawił ją Valentyn. Demon poszedł do sypialni na piętrze, chciał się przebrać z przemoczonych ubrań. Młoda kobieta nie za bardzo wiedziała jak ma się zachować w obecności demona. Po wydarzeniach i odkryciu uczucia jakim darzy Valentyna. Zdawała sobie sprawę, że jest to w tej chwili niedorzeczne. Co ona plecie, w ogóle nie ma co tym myśleć. Valentyn na pewno nie odwzajemnia jej uczuć. Więc i ona postanowiła zakopać je w najgłębszych zakamarkach świadomości.


- Cieszę się z twojego powrotu – powiedział Valentyn z zadowoleniem. –Martwiłem się o ciebie.


Ninie miło się zrobiło. Ucieszyła się, że ktoś się o nią troszczy.


Zapadła cisza.


- Gdzie są pozostali? – zapytała Nina przerywając ciszę.


- Dałem im wolny tydzień – stwierdził Valentyn ze wzruszeniem ramion.


- To fajnie – stwierdziła Nina.


- W ogóle zamknąłem biuro na cały tydzień – kontynuował uważnie obserwując blondynkę. – Wiesz co mnie zastanawia – zaczął po chwili odwrócony w stronę okna. – Zastanawiam się dlaczego Ognisty Ptak Zemsty atakuje ciebie w tak zajadły sposób. Chyba sama przyznasz, że to jest dość dziwna sprawa.


Ninie zrobiło się gorąco.


„On wie?"


Nie wiedziała co ma w tej sytuacji zrobić. Nie musiała jednak nic czynić, bo Valentyn ją uprzedził.


- Był u mnie dzisiaj Sitros – oznajmił w zamyśleniu. – powiedział mi dość dziwną rzecz – rzucił kobiecie ukradkowe, badawcze spojrzenie. – Wiesz co mi powiedział?


- Domyślam się – wyksztusiła Nina.


- Powiedź mi czy to jest prawda? Jesteś Córą Ognia?


- Jestem reinkarnacją Córy Ognia – sprecyzowała odruchowo.


Valentyn milczał przez chwilę.


- Skoro to mamy już wyjaśnione – stwierdził Valentyn. – Sitros poprosił mnie bym pomógł ci w pewnej sprawie.


- W jakiej? – zapytała Nina zdezorientowana.


- Podobno musisz znaleźć klucz i grób swojej matki.


Nina kiwnęła głową.


- Tak, mojej Pradawnej Matki – uściśliła. – Podobno, kiedy będę mogła otworzyć dziennik, to znajdę tam odpowiedź jak pokonać Ognistego Ptaka Zemsty.


- No, to by nam się przydało – Valentyn pokiwał z zapałem głową. – Już mam dość tego demona. Za bardzo się panoszy.


Nina uśmiechnęła się.


- To od czego zaczniemy?


- Zadzwoniłem do mojego przyjaciela i myślę, że za kilka dni dostaniemy odpowiedź.


Dwa dni później faktycznie odezwał się wyczekiwany telefon. W kilka minut po nim, już siedzieli w samochodzie i jechali do biblioteki.



Nina czuła się dziwnie z myślą, że za kilka minut odkryje sekret pamiętnika. Nagle zdała sobie sprawę, że do tej pory odpychała od siebie myśl o reinkarnacji. Starała się o tym nie myśleć, choć było to nie lada wyzwaniem, kiedy wszystko kręci się wokół unikanego tematu. Teraz jednak musiała to w pełni zaakceptować. Zaakceptować fakt, że ma w sobie cząstkę pierwotności. Nagle zdała sobie sprawę, że przecież wiedziała o tym i czuła to od dawna. Przecież ludzie nie dysponowali takimi zdolnościami. Wiedziała, że te moce nie są pełne. No i posiadała mnóstwo ludzkich cech i słabości. Teraz nadszedł czas aby powoli zakończyć tę farsę. Dotrzymać danego sobie słowa. Zacisnęła ręce na zeszycie.


Dzisiaj pogoda dopisywała.


- Zamek w środku miasta? – zapytała zdumiona, kiedy Valentyn zaparkował w ciemnej uliczce przed ogromnymi dwuskrzydłowymi drzwiami.


- Taki kaprys bogacza – marzyciela – stwierdził Valentyn wysiadając z samochodu.


Nina wysiadła z pomocą demona i zadarła głowę ku górze. Między dwoma dość wysokimi kamienicami wznosił się zamek z trzema szczupłymi wieżami. Kobieta dostrzegła wysokie, duże okna. Szczerze była zafascynowana. Nigdy nie widziała zamku z bliska. Jej zdumienie wzrosło, kiedy podeszli do drzwi i okazało się, że to nie drzwi tylko winda.


- Twój znajomy to dziwak - mruknęła Nina pod nosem.


Valentyn uśmiechnął się pod nosem.


Drzwi windy otworzyły się i ich oczom ukazał się stary mężczyzna. Miał długie siwe włosy. Spiczasty nos i bruzdy na twarzy. Nina dostrzegła obrożę niewolnika. Odruchowo dotknęła dłonią szalika, który zakrywał taką samą. Ostatnio stało się to normą, że gdy wychodziła zakrywała szyję szalikiem. Nie znała powodu, dla którego Valentyn od niej tego wymagał.


W milczeniu weszli do windy. Windziarz nacisnął jeden z wielu przycisków na panelu. Jeden z niższych, oprócz tego wciśniętego pozostały jeszcze dwa.


- Pan Jacek już na pana czeka - zaskrzeczał staruszek.


- W głównej bibliotece jak rozumiem – uściślił Valenatyn.


- Zgadza się – mruknął niewolnik.


Drzwi windy otworzyły się i Valemtyn z Niną wyszli na chłodny, słabo oświetlony korytarz. Podłoga wyłożona była kamieniami, a ściany surowe i zimne. Szli w milczeniu, mijając co jakiś czas drzwi.


- Musisz coś wiedzieć o Jacku – szepnął Valentyn. – Gdy wejdziemy do sali, nie odezwiesz się ani słowem. Jacek nie lubi, gdy ludzie odzywają się w obecności demona.


Wreszcie zatrzymali się na końcu korytarza. Valentyn otworzył drzwi po prawej stronie. Bez problemu ustąpiły pod jego dłonią. Ninę oślepiło światło dochodzące z pomieszczenia. Odruchowo zasłoniła dłonią oczy. W tym samym momencie wychwyciła jednak gest Valentyna by iść za nim. Odsłoniła ostrożnie dłoń i kiedy wzrok przyzwyczaił się do jasności, weszła do środka.


Jej zdumienie wzrosło jeszcze bardziej na widok rzędów półek ciągnących się od podłogi do sufitu. W swoim dwudziestodwuletnim życiu niewiele widziała i taki widok był dla niej zupełnie nowy i jednocześnie ekscytujący. Z zafascynowaniem i podziwem oglądała mijane przez nich półki wypełnione najróżniejszymi książkami.


W pomieszczeniu panowała całkowita, niezakłócona cisza. Po kilku sekundach dotarli do biurka. Nad nim pochylał się starszy, krótko ostrzyżony demom. Rogi ma głowie otaczały kosmyki siwych włosów. Demon pisał coś w ogromnej księdze. Valentyn odkrzyknął cichutko, a po pomieszczeniu rozeszło się nieprzyjemne echo. Demon podskoczył i spojrzał srogo na Szpakowskiego. Jednak, kiedy dostrzegł to jego twarz i wzrok złagodniały. Uśmiechnął się i wstał. Nina dostrzegła przerażające, świdrujące brązowe oczy. Przyjaciele uścisnęli sobie dłoń. Jacek miał długie szpiczaste, ostre palce. Nosił na sobie długi, smukły płaszcz zapinany pod szyję. Na twarzy miał czarne zawijasy tatuażu, zniekształcone ze starości i zmarszczek na twarzy. Nina miała się już zapytać Valentyna ile jego przyjaciel ma lat, ale powstrzymała się przypominając sobie przestrogę demona.


- A to kto? – zapytał skrzeczącym, piskliwym głosem demon obrzuciwszy Ninę przelotnym spojrzeniem.


- Moja niewolnica – rzucił mimochodem Valentyn.


- Ty i niewolnica? Jestem zaskoczony - stwierdził Jacek zaskoczony.


- No widzisz – rzucił i wzruszył ramionami. – Masz dla mnie to o czym rozmawialiśmy?


- Tak, ale jestem ciekaw kto jeszcze mnie poprosi o te informacje – oznajmił Jacek  poważnym głosem. – Widzisz pracuję nad tym już od kilku miesięcy. Na zlecenie Wydziału do spraw niezwykłych.


- Zadzwoniłeś już do nich? – zapytał zaniepokojony Valentyn.


- Nie, dzisiaj rano udało mi się znaleźć to czego szukacie – stwierdził Jacek. – I nie zadzwonię do nich, bo mam dziwne przeczucie iż zniszczą te informacje.


- Też mam takie przeczucie – zgodził się z nim Valentyn. – Jednak zadzwoń do nich, ale podaj inny adres czy cokolwiek to jest.


- To mogę zrobić – kiwnął głową.


- Raczej nie odważą się ciebie sprzątnąć – dodał Valentyn po namyśle. – I raczej ci zapłacą.


- A tak właściwie to dlaczego szukasz informacji o tym nagrobku? Rozumiem, że ma to związek z Ognistym Ptakiem Zemsty.


- Tak.


- Szukasz sposobu na jego zniszczenie?


- Tak.


- Powiesz o co chodzi?


Valentyn zawahał się przez chwilę, ale w końcu odpowiedział na pytanie.


- W przeszłości znajdziemy rozwiązanie i sposób na pokonanie Ognistego Ptaka Zemsty.


- Słyszałem i czytałem coś nie coś na ten temat. To on rozpętał Trzecia Wojnę Światową. Według legendy to on zniewolił ludzi i wyzwolił demony. Lecz w pewnej chwili stał się zbyt zachłanny. Najprawdopodobniej został zabity przez swoją córkę. Nikt jednak nie wie czy to jest prawda czy mit. Pewne jest tylko tyle, że w pewnym momencie zniknął. To był koniec wojny i początek panowania demonów.


- Dzięki za pomoc - powiedział Valentyn. – Będę się powoli zbierał.


- Czekaj, napiszę ci ten adres – zatrzymał go Jacek. Szybko nabazgrolił coś na kartce i podał detektywowi.


- Jeszcze raz dzięki. I do zobaczenia.


Po tych słowach oboje opuścili bibliotekę.



Gdy wyszli z budynku, Valentyn w milczeniu pokazał karteczkę Ninie.


Na skrawku papieru napisane było tylko jedno słowo.


BirteHaster


Była to nazwa niewielkiej wysepki na Morzu Eterycznym.


- Ruszamy tam jak tylko uda mi się zarezerwować rejs – oznajmił Valentyn.


Hej,
Wreszcie napisałam rozdział do końca. I mam już pomysł na kolejny. Mam nadzieję, że uda mi się napisać go szybciej. Mam  nadzieję, że mnie nie zablokuje. I że będę miała czasu.
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał.
Pozdrawiam Irma55.

Comment