14 - Bulex

Kiedy agenci T.A.R.C.Z.Y przyjechali zareagowali tak samo jak my. Wróciliśmy do bazy Avengers.


- Steve jeszcze nie wrócił? - spytałam rozglądając się po bazie.


- Najwidoczniej... - prychnął brat. Rozciągnęłam się i spojrzałam na Starka.


- Dobra to ja idę się kąpać i odpocząć. - powiedziałam i wróciłam do pokoju. Wzięłam długą i ciepła kąpiel z pianą. Przyznaję że nie przepadam za takimi rzeczami, ale po takiej misji wręcz trzeba. Po chyba godzinie albo dwóch wstałam, wytarłam się ręcznikiem, ubrałam i wysuszyłam moje długie włosy, po czym spięłam je w niechlujny kok. Sięgnęłam po jedną z moich ulubionych książek. Rozsiadłam się na fotelu znajdującym się w swoim pokoju. Czytałam książkę "Ogród Letni" autorstwa Paulliny Simons*. Zimowy Żołnierz z wypranym mózgiem i wypaczoną psychiką czyta romansidło, wiem jak to brzmi, ale tak jest. Historia Tani i Aleksandra bardzo mnie zaciekawiła. Poza tym jestem dziewczyną więc mogę! Kiedy byłam na środku książki usłyszałam ciche pukanie do drzwi. - Proszę! - krzyknęłam nie podnosząc wzroku.


- Cześć Lex. - powiedział doskonale znany mi głos. - Słyszałem na co się napotkaliście, nie powiem zawsze natrafiasz na najciekawsze. - zarechotał. Spojrzałam na Bucky'ego.


- No wiem. - zaśmiałam się i odłożyłam lekturę. - A u was coś ciekawego się wydarzyło? - spytałam.


- Taki tam mały magazyn nowoczesnej broni. Takie tam. - odpowiedział, po czym położył się na moim łóżku.


- Ej! - krzyknęłam i wstałam. - To moje łóżko! - podeszłam do niego i spojrzałam z dezaprobatom. Bucky usiadł i spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem. Nagle złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko. - Buck! - krzyknęłam rozbawiona. Sięgnęłam po poduszkę i uderzyłam go nią.


- O ty mała... - zarechotał i uderzył mnie drugą poduszką. Bawiliśmy się tak przez paręnaście minut, aż w końcu Barnes przyszpilił mnie do materaca. Złapał moje ręce i trzymał je nad moją głową, a sam James wisiał nade mną. Spojrzał na mnie uśmiechnięty od ucha od ucha, a w jego oczach błyszczały ogniki radości. To był chyba pierwszy moment kiedy kompletnie zapomniał o tym co go spotkało w Hydrze. Wykorzystałam tą chwilę i przewróciłam go na plecy. Usiadłam na nim okrakiem i zachichotałam. Bucky usiadł i położył ręce na mojej tali, uśmiechając się lekko. Moje serca zaczęło szybciej bić, a moją twarz zalała fala gorąca. - Ty się rumienisz. - zachichotał Barnes, po czym dotknął zdrową ręką mojego rozgrzanego policzka.


- Spieprzaj... - szepnęłam. Buck spojrzał na moje usta. Niepewnie położyłam ręce na jego szyi. Nagle wbił się w moje usta. Jego zarost był miękki i lekko drażnił moją twarz. Przez chwile nie wiedziałam co robić. W końcu odwzajemniłam pocałunek. Wplotłam palce w jego włosy i przycisnęłam go mocniej do siebie. Przeniósł swoje pocałunki na moją szyje, a ręce powędrował pod moją bluzkę błądząc po moich plecach. Mimo szorstkiej dłoni i zimnego metalu zamiast drugiej ręki, jego dotyk był najprzyjemniejszą rzeczą w moim życiu. Lekko wbiłam palce w jego głowie i jęknęłam cicho. Po chwili to ja dotykałam plecami materaca, a Bucky znów zaczął mnie całować w usta. Kiedy zabrakło nam tchu oddaliliśmy się od siebie. Patrzyłam zagubionym wzrokiem w jego piękne błękitno-szare oczy. Oddychałam ciężko. - Co...co to było? - wyjąkałam. Barnes pochylił się nade mną.


- Ja... - zaczął. - Wybacz, ale...ja po prostu nie mogłem się powstrzymać... - przyznał spuszczając wzrok. Niepewnie dotknęłam jego policzka.


- Buck... - szepnęłam. Kiedy brązowowłosy znów na mnie spojrzał wpiłam się w jego usta. Zaskoczony Barnes przez chwile nie wiedział co zrobić, ale kiedy szok minął oddał pocałunek. 


- Panno Alex. Tony wzywa do swojej pracowni. - powiedziała sztuczna inteligencja. Oderwaliśmy się od siebie.


- Już idę. - powiedziałam nadal patrząc w oczy Bucky'ego. 


- Nienawidzę Fryday. - szepnął. Zachichotałam cicho i pocałowałam go w czoło. 


***


- Cześć braciszku. - powiedziałam radośnie. Tony spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Co się stało? - spytałam.


- Przejrzałem informacje które zdobyliśmy.


- I? 


- Skądś dorwali resztki Chitauri i badali je. Przez co zrobili coś w stylu mieszanki zwłok i technologi, przy okazji... - zaczął i kliknął coś na ekranie. Momentalnie pojawiły się informacje o modyfikacjach Zimowych Żołnierzy.


- Co... - szepnęłam i zakryłam usta dłonią. 


- Planowali wszczepić wam szczątki tych kosmitów co umożliwiałoby lepszą kontrole nad wami. Nazwali to Projekt Podniesienia. - wytłumaczył. - Badałem cię przez dwa lata i nie wykryłem u ciebie niczego takiego. 


- A Bucky? - dopytywałam. Brat wybrał jakiś folder, gdzie byli opisywani obiekty które badali. 


- James Buchanan Barnes, Zimowy Żołnierz... - czytał na głos. - Przebłyski dawnego życia. Model prawie doskonały, ale przestarzały. Nie podlega projektowi Podniesienie. Alex Jane Stark, Death. Sukces w kwestii wymazania wspomnień. Doskonale wyszkolona, młoda, zaliczona do projektu Podniesienie. 


- Jebani popierdoleńcy... - szepnęłam. - Pieprzeni sadyści! Popierdolone chuje! - zaczęłam krzyczeć i chodzić nerwowo po pokoju.


- Spokojnie. Nic ci nie zrobili. - powiedział Tony. Podszedł do mnie i położył ręce na moich ramionach. - Nadal jesteś sobą. -  szepnął, a ja się rozpłakałam.


- Dobrze wiesz że nie...


- Lex...jeśli była byś maszyną do zabijania, nie płakała byś teraz. - spojrzałam w oczy Tony'ego i przytuliłam go mocno.


***


Siedziałam razem z Buckym w kuchni. Opowiedziałam mu o tym co powiedział mi brat. 


- A myślałam że już nic mnie w życiu nie zdziwi. - prychnął.


- Też tak myślałam... - szepnęłam popijając kawę, którą sobie zrobiłam. 


- Witam nasze gołąbki! - krzyknął Steve kiedy nas zobaczył. Na jego słowa przewróciłam oczami. Rogers usiadł obok Barnesa i sięgnął po jabłko.


- Co ty znowu wymyśliłeś? - spytałam.


- A razem z Wandą, Samem i o dziwo Vision wpadliśmy na Bulex.


- Co to Bulex? - dopytywał ciemnowłosy.


- Bucky i Lex. Tak się podobno robi kiedy się kogoś shippuje. - zakrztusiłam się kawą.


- Co? - spytałam zaskoczona.


- Zaraz, zaraz, ej. Czy wy chcecie byśmy byli parą? - spytał zdziwiony Buck.


- Co w tym dziwnego? - odpowiedział pytanie na pytanie głosem w stylu "przecież nic się nie stało", albo "chyba sobie coś zjem". 


- Taki stary, a bawi się w shippowanie. - sarknęłam.


- To że mam 99 lat nic nie zmienia. - zachichotał blondyn. Wstał i podrzucając jabłko zaczął iść w stronę wyjścia z kuchni. - Miłość rośnie wokół nas. - zaczął nucić i wyszedł. 


- On jest nienormalny. - skwitowałam po dłuższej chwili milczenia. 

Comment