Fury zwołał zebranie, coś się kroi. Poszłam do sali narad, gdzie czekała drużyna Avengers.
- W końcu możemy zacząć. - odezwał się Fury. - Dzięki akcji Alex i Jamesowi udało się zdobyć głównego naukowca Hydry. Sorokin wyjawił nam położenie reszty baz. Rozdzielicie się na dwie drużyny. Jedną dowodzi Steve, a drugą....Tony. - otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Co? Mój brat...
- Ja się na to nie piszę! - powiedział Tony.
- To nie twoja decyzja. - odpowiedział obojętnie Fury.
- Ale...
- Żadnych "ale". - przerwał dowódca T.A.R.C.Z.Y. - Wracając... - dodał po chwili. - Są jeszcze cztery bazy. Jedna jest na Saharze, druga w Brazylijskiej puszczy. Steve, ty ruszysz na Saharę, a ty Tony do Brazylii. Wybierzcie drużynę. Wszelkie dane macie na tych pendrivach. - powiedział podając kapitaną urządzenia, po czym wyszedł.
- No nieźle... - skomentowałam.
***
- Dobra... - zaczął Tony. - Alex, James, Wanda. - powiedział. Spojrzeliśmy na Steva.
- To decyzja wspólna. - wytłumaczył Rogers.
- Lex potrafi przeżyć w takim miejscu, James ma masę broni, które bardziej przydadzą się w dżungli niż na pustyni, tak samo jak Wanda. - dodał Stark. Ja, James i Wanda poszliśmy za Tony'm, który zaprowadził nas do innej sali narad. Usiedliśmy i spojrzeliśmy na "kapitana".
- Co planujesz? - spytałam.
- Baza znajduję się tutaj. - powiedział wskazując na mapę.
- Centrum dżungli. - prychnął War Machine.
- Alex tobie powierzam rekonesans. - kiwnęłam głową. - Kiedy poznasz teren, znajdź patron i żywych przyprowadź do Wandy.
- Może uda mi się wyczytać dokładny plan bazy. - powiedziała Maximoff.
- Dokładnie. - przyznał Tony.
- Kiedy zdobędziemy resztę informacji wkraczamy. - kiwnęliśmy głowami. - Pakować się. - rozkazał.
- Tak jest. - uśmiechnęłam się i wyszłam z .
***
Byliśmy w quinjete. Ubrana byłam w mój strój jeszcze z Hydry.
- Niech zgadnę... - zaczęłam. - Steve ci pomagał? - spytałam na co Tony przewrócił oczami. Wskoczyliśmy z samolotu. Z szybkością godną pantery złapałam metalową ręką grubą gałąź. Na ziemi wylądowała reszta drużyny. Tony spojrzał w górę szukając mnie. - Tutaj. - powiedziałam przez komunikator i pomachałam mu. - Idę na rekonesans. Zaczekajcie tu. - dodałam po czym zaczęłam skakać po drzewach. Jak powiedział mój brat, baza miała się znajdować na południu więc poruszałam się w tym kierunku. Po godzinie dotarłam na obrzeża bazy. Sięgnęłam po swoją lornetkę i rozejrzałam się. Druty kolczaste, miny przeciwpiechotne i patrole. Oczywiście wszystko było dyskretnie schowane, jakby ktokolwiek się tu kręcił. Zauważyłam że jeden patrol znacznie oddala się. Postanowiłam to wykorzystać. Cicho skakałam, aż w końcu rzuciłam się na żołnierzy. Na pierwszego wylądowałam i szybko uderzyłam w tył głowy, w szyje drugiego wbiłam nóż, a ostatniego kopnęłam w brzuch, odebrałam broń i uderzyłam go w twarz lewą ręką, przez co połamałam mu czaszkę. Schowałam zwłoki w krzakach i podniosłam nieprzytomnego żołnierza. Szybko ruszyłam do miejsca gdzie czekała moja drużyna.
- Gdzie jesteś? - usłyszałam głos w słuchawce.
- Już idę. Mam przesyłkę. - odpowiedziałam krótko i przyśpieszyłam. Kiedy dołączyłam do reszty przekazałam żołnierza Wandzie.
- To chwile potrwa. - powiedziała, zbliżyła ręce do jego głowy, a po chwili jej palce rozbłysły czerwonym światłem. Zdałam raport Tony'emu.
- Dobra robota. - powiedział uśmiechając się lekko. W tym momencie Wanda skończyła i opowiedziała o tym co się dowiedziała.
- Pilnują tam czegoś. - powiedziała. - Czegoś dużego i niebezpiecznego. - dodała.
- Tiaaaa, jakby to co robi Hydra zawsze było bezpieczne. - sarknęłam.
***
Szybko przedostaliśmy się do wnętrza bazy. Zdezorientowana i o wiele mniej liczni żołnierze Hydry byli łatwo do pokonania. Rozdzieliliśmy się, a ja trafiłam do ciemnego i ciasnego korytarza. Szybko pokonałam znajdujących się tam żołnierzy. Natknęłam się w końcu na wielkie, metalowe, zamknięte drzwi. Dotknęłam ich prawą ręką po czym energicznie zaczęłam uderzać w nie. Drzwi puściły i z hukiem upadły na ziemie. Trafiłam do wielkiego, ciemnego pomieszczenia.
- Mam coś. - powiedziałam. Dotknęłam ręką ścianę. Kiedy znalazłam włącznik, zapaliłam go. W pomieszczeniu rozbłysło światło. To co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Na środku pomieszczenia stał ogromny "statek". Czytałam raporty z pierwszej misji Avengers kiedy walczyli z Lokim i armią Chitauri. Pojazd ten przypominał właśnie Chitauri (chodzi mi o te wielkie latające wersje tych kosmitów). Statek ten był o wiele mniejszy niż oryginał. Nie wiem jak to opisać. Nie wiem nawet czy to coś kiedykolwiek było żywe. W głowie miał kokpit na dwie osoby, a pod, nazwijmy to sufitem było coś co przypominało mózg. W dalszej części statku/zwierzęcia/kosmity były wieszaki na broń i miejsca siedzące. - Tony. Choć. Tu. Natychmiast! - krzyknęłam. Po paru minutach do pomieszczenia wbiegł Tony, James i Wanda. Maximoff złapała się za brzuch i usta, a kiedy maski Iron Mana i War Machine opadły widziałam na ich twarzach obrzydzenie i zdziwienie.
- Ty to masz szczęście... - szepnął James.