ROZDZIAŁ VI

Moje przemyślenia przerwał płacz dziecka i od razu po pierwszym krzyku poznałam, że był to płacz mojego syna. Rozejrzałam się szybko i zobaczyłam jak mały leży kolo drabinek. Kątem oka widziałam już biegnącego w tamtą stronę Krzysztofa, ruszyłam za nim. Szymon płakał jeszcze głośniej. Na jego kolanach zobaczyłam krew. Jego ojciec już klęczał przy nim, przytulał i głaskał kojąco po plecach. Ten widok prawie ściął mnie z nóg, a gardło mi się ścisnęło. Przykucnęłam koło nich.


- Hej kochanie, powiesz mamie co się stało? – Zapytałam spokojnie. Mały oderwał się od Krzyśka i pokazał mi kolana.


- Spadłem. – Rozpłakał się na nowo.


- Szymuś, musisz mi powiedzieć, czy boli cię coś jeszcze. Rączki? Czy tylko kolanka? – Delikatnie go dotknęłam po każdej kończynie. Sprawdzając czy wszystko jest w porządku.


- Kolana. – Chlipał.


- Kochanie musimy iść do domku i przemyć je wodą utlenioną, ok? – Tłumaczyłam mu powoli. – Jutro wrócimy na plac zabaw, będziesz mógł bawić się dalej. Teraz wezmę cię na rączki i zaniosę do domku. Mam pocałować kolana, żeby mniej bolało?


- W domu, żeby koledzy nie widzieli. – Powiedział ciszej. Przytuliłam go i już się podnosiłam, jednak Krzysztof mnie zatrzymał.


- Ja go zaniosę. Do domu jest kawałek. – Zawahałam się przez chwilę, ale mu go podałam.


Gdy byliśmy w mieszkaniu, wiedziałam, że sama niosąc Szymona na rękach tak szybko bym nie dotarła. Krzysztof musiał trzymać chłopca, żebym mogła obmyć ranki na kolanach i przykleić plaster. Mały znów płakał. Po wszystkim zasnął w moich objęciach. Przeniosłam go do jego łóżeczka i przykryłam kocykiem. Sama byłam wykończona z nerw i przez upal jaki panował. Opadłam na fotel w salonie. Spojrzałam na Krzysztof był wyraźnie wkurzony, bardziej niż zwykle. Jego nastroje zmieniały się w ciągu sekundy, ale dawno go takiego nie widziałam. Na ogół próbował się opanować ze względu na Szymona.


- Czemu tak na mnie patrzysz? – Nie wytrzymała i odezwałam się pierwsza.


- To wszystko by się nie stało, gdybyś tylko skupiła się na pilnowaniu mojego syna. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. Wyprostowałam się natychmiast. Słowa uderzały we mnie jak pociski, a on jeszcze nie skończył ich z siebie wyrzucać. – Ale po co, nie? Przecież ty wolałaś umawiać się na randki z jakimś frajerem. To przez cały czas robiłaś, jak mnie nie było? – Patrzył na mnie z czystą nienawiścią. – No odpowiedz kurwa.


- Byłeś tam, tak samo jak ja. To dziecko, takie rzeczy się zdarzają. – Wycedziłam, nie wiedziałam jak mam bronić się przed jego zarzutami.


- Nie odpowiedziałaś. Pieprzysz się z nim? – Przechylił się w moją stronę, a ja w momencie poczułam się osaczona.


- Nic ci do tego. – Roześmiał się drwiąco.


- A może jednak mam coś na ten temat do powiedzenia. Jaką mam mieć pewność, że nie robisz tego kiedy mój syn bawi się w swoim pokoju, albo śpi.


- Nie mów o nim jakby był tylko twoim synem. Jestem dobrą matką. Nie zrobiłabym niczego co mogłoby go narazić. Nie zaniedbuję go. – Wstałam wściekła i patrzyłam na niego z góry. Niestety tylko przez chwilę, on też się podniósł. Zbliżył się do mnie, tak blisko, że nasze oddechy się mieszały. Mój oddech stał się cięższy, zawsze się tak działo kiedy był blisko, ale teraz było spowodowane to też moim zdenerwowaniem. – Nie było cie tu, nawet nie wiesz z iloma rzeczami musiałam mierzyć się sama, żeby Szymon miał wszystko.


- Nie było mnie tu, przez ciebie. Bo ty mi to odebrałaś. Jesteś jego matką i tylko dlatego jeszcze żyjesz. Nigdy o tym nie zapominaj. – Nie wiem jakim cudem, ale był coraz bliżej mnie. Zadrżałam, ale nie ze strachu po tym co powiedział, dotarło do mnie, że o tym wszystkim wiem, że nic nigdy nie zmieni jego toku myślenia. Czegokolwiek bym nie powiedziała, on zawsze będzie mnie oskarżał. Zrobiłam krok w tył jednak on mocno chwycił mnie za nadgarstek.


- Ty nigdy tego nie zrozumiesz. – Powiedziałam z rezygnacją.


- Czego niby nie zrozumiem?


- Pomyślałeś chociaż raz, że to ty do tego wszystkiego doprowadziłeś?


- Ja?- Wycedził. – To nie ja powiedziałem o wszystkim policji. To nie ja z nimi spiskowałem przez miesiące. Wpakowałaś do więzienia mnie i moich ludzi. Jesteś z siebie zadowolona?


- Tak. – Wyrwałam rękę z jego uścisku i wyprostowałam się dumnie. – Jestem cholernie z siebie zadowolona i wiesz co? Zrobiłabym to jeszcze raz gdybym musiała. Bo te trzy lata w więzieniu były niczym w porównaniu ze śmiercią. Wolę ciebie pałającego nienawiścią do mnie niż martwego. Widziałeś ilu ich tam było? Oszacowałeś po jakim czasie dojechałoby twoje wsparcie? Dawno byś skończył jak twój brat. Niczego wtedy nie widziałeś, tylko zemstę. – Tym razem to ja się do niego przysuwałam i mówiłam z siłą, która nie wiedziałam, że w sobie mam.


- Nie wiesz o czym mówisz i radze ci zapamiętać, żebyś nigdy więcej, nie mówiła o moim bracie. – Po tych słowach wyszedł. Zostawił mnie z mętlikiem w głowie. Kolejną noc miałam nieprzespaną. 

Comment